"Czyż nie rozumiesz tych wymiarów, w których kontemplacja zwiędłej trawki na stokach Gubałówki zastąpi ci auto na Riwierze?"
Nic więcej nie potrzeba.
Przecież życie czasem się zdarza.
4 sty 2009
Rewolucji rok, rewelacyjnej rewolucji
Jakże huczna Noc Sylwestrowa minęła, jak wszystko. Pożegnanie roku minionego, jakże dziwnomagicznozaskakującego, było ukoronowaniem wszystkich zdarzeń ostatnich dwunastu miesięcy. Bo przecież się działo. Więcej niż zwykle, częściej niż zwykle i mocniej niż zwykle. Styczeń, luty, marzec. A potem wiosna krótka. I lato. I wrzesień piękny. I powroty październikowe. Listopad. No i grudzień. Rok udany, bardzo, bardzo. Pozytywne rzeczy nie mieszczą się w mojej głowie, negatywne mogę pokazać na palcach jednej ręki.
A początek Nowego? Dziwne, jakoś wydaje się, że 2008 rok mimo fajerwerków i życzeń noworocznych trwa dalej. Jednak coś jakoś tego. Coś się dzieje, coś się stanie. Powiadam Wam, będzie to rok rewolucji. Wielkiej rewolucji. Mojej rewolucji. Moich zmian, moich końców i początków.
Najważniejsze decyzje prawie podjęte, najśmieszniejsze postanowienia noworoczne zapisane na zielonej karteczce.
Dopisane po czasie:
Jeju, przecież do bzdura. Bzdura jak mało która.
A początek Nowego? Dziwne, jakoś wydaje się, że 2008 rok mimo fajerwerków i życzeń noworocznych trwa dalej. Jednak coś jakoś tego. Coś się dzieje, coś się stanie. Powiadam Wam, będzie to rok rewolucji. Wielkiej rewolucji. Mojej rewolucji. Moich zmian, moich końców i początków.
Najważniejsze decyzje prawie podjęte, najśmieszniejsze postanowienia noworoczne zapisane na zielonej karteczce.
Dopisane po czasie:
Jeju, przecież do bzdura. Bzdura jak mało która.
26 gru 2008
Ignorancja
Święta jak co roku.
Od kilku lat schemat jest taki sam. Standardowa wigilia, przewidywalne pierwsze święto, wieczór, poranne zmagania śniadaniowe i spędzony przed telewizorem dzień drugi. Nie moja wina, że rodzin braci mojego taty nie da się lubić. Dlatego po krzykach i kłótniach stawiamy na swoim i z rodzicami nigdzie się nie wybieramy.
A tradycyjne spotkanie klasowe? Owszem, było. Starzy znajomi tabakowi nawet się pokazali. Pogadali. Poopowiadali. Poodwozili.
Tylko że wyrosłam nieco z tego wszystkiego. Z tych rozmów przy barze, z wysłuchiwania żalów i brania na swoje barki problemów ludzi, których tak naprawdę nie znam. Można sobie wmawiać różne rzeczy. Ale im więcej sobie wmawiamy, tym mocniej później boli uderzenie rzeczywistości. Bo ja lubię ich wszystkich, tak. Niektórych bardziej, niektórych mniej. Jednak - nie znamy się, prawie wcale. Są wyjątki, no są. Potwierdzające regułę. Po prostu jakoś tak czuję, zawsze w święta przyłazi to wszystko znowu i znowu - bo jakoś tak uświadamiam sobie, że mimo wszystko stoję w miejscu. Niby zmienia się świat, otoczenie, miasto, osobowość, przyzwyczajenia, studia, pracę. Myślisz, że idziesz w dobrą stronę. Że krok za kroczkiem posuwasz się do przodu. A potem wracasz do domu na święta. Spotykasz starych znajomych, którzy oczekują od ciebie tego samego, co 3 czy 10 lat temu. I cofasz się. Nie twierdzę, że bawimy się w liceum czy coś. O coś innego chodzi. Nie potrafię opisać tego, opowiedzieć też nie. E, i tak nie ma sensu.
A poza tym święta - wiadomo - kolejna porcja plot rodzinnych. W tym roku prawdziwy wysyp. Począwszy od długiej listy wyczynów Dominika przez opowieści o teściowej ciotki J. po smutki mojej kuzynki, która odpadła w półfinale Miss Polonia. Książkę można by napisać.
Ach. Dobrze, że już po wszystkim.
Od kilku lat schemat jest taki sam. Standardowa wigilia, przewidywalne pierwsze święto, wieczór, poranne zmagania śniadaniowe i spędzony przed telewizorem dzień drugi. Nie moja wina, że rodzin braci mojego taty nie da się lubić. Dlatego po krzykach i kłótniach stawiamy na swoim i z rodzicami nigdzie się nie wybieramy.
A tradycyjne spotkanie klasowe? Owszem, było. Starzy znajomi tabakowi nawet się pokazali. Pogadali. Poopowiadali. Poodwozili.
Tylko że wyrosłam nieco z tego wszystkiego. Z tych rozmów przy barze, z wysłuchiwania żalów i brania na swoje barki problemów ludzi, których tak naprawdę nie znam. Można sobie wmawiać różne rzeczy. Ale im więcej sobie wmawiamy, tym mocniej później boli uderzenie rzeczywistości. Bo ja lubię ich wszystkich, tak. Niektórych bardziej, niektórych mniej. Jednak - nie znamy się, prawie wcale. Są wyjątki, no są. Potwierdzające regułę. Po prostu jakoś tak czuję, zawsze w święta przyłazi to wszystko znowu i znowu - bo jakoś tak uświadamiam sobie, że mimo wszystko stoję w miejscu. Niby zmienia się świat, otoczenie, miasto, osobowość, przyzwyczajenia, studia, pracę. Myślisz, że idziesz w dobrą stronę. Że krok za kroczkiem posuwasz się do przodu. A potem wracasz do domu na święta. Spotykasz starych znajomych, którzy oczekują od ciebie tego samego, co 3 czy 10 lat temu. I cofasz się. Nie twierdzę, że bawimy się w liceum czy coś. O coś innego chodzi. Nie potrafię opisać tego, opowiedzieć też nie. E, i tak nie ma sensu.
A poza tym święta - wiadomo - kolejna porcja plot rodzinnych. W tym roku prawdziwy wysyp. Począwszy od długiej listy wyczynów Dominika przez opowieści o teściowej ciotki J. po smutki mojej kuzynki, która odpadła w półfinale Miss Polonia. Książkę można by napisać.
Ach. Dobrze, że już po wszystkim.
14 gru 2008
7 gru 2008
Niedzielne chmury zimowe
Czekam na śnieg. Taki puchowy, co to nie idzie nim lepić bałwana. Co to się nie przykleja do butów i nie mokrzy ubrania. Nie ma tej zimy. Dobrze, że nie zainwestowałam w nowe buty.
Tak się czasami zastanawiam, co robiłam dwa, trzy lata temu i czemu nie było to coś innego. Ależ żałuję niektórych rzeczy. I co najgorsze, faktycznie - nie żałuję niczego, co zrobiłam, żałuję tylko tego, czego zrobić nie zdążyłam czy też czego zrobić się bałam.
Czasami myślę sobie tak: a co by było, gdybym jednak od dzisiaj zaczęła żyć tak, żeby potem niczego, absolutnie niczego nie żałować? I jak to zrobić? Skąd mam wiedzieć? Skąd niektórzy wiedzą? Nawet, jeżeli będę czegoś żałować jutro, pojutrze, to z perspektywy czasu przecież wszystko się zmieni. Poza tym zawsze można obrócić życie w żart.
Dzieci teraz szybko dojrzewają, szybciej niż ja. Świat pędzi, zmienia się, ewoluuje, a ja jakoś tak bezwładnie się temu przyglądam. I nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie jestem w stanie niczemu ani nikomu poświęcić się na całego. Bo nie chcę, bo nie jestem gotowa na decyzje na całe życie. Co oczywiście świadczy o kompletnej niedojrzałości. Tak przynajmniej twierdzą moi rodzice.
Trzymając się przez jakiś czas (czas lat dwudziestu jeden) jednej grupy ludzi ograniczyłam się bardzo. Za bardzo. Może i idąc na studia zmieniłam znajomych. Nie oszukujmy się - ci obecni nie różnią się wiele od tych z liceum i podstawówki. To jedna i ta sama kategoria ludzi. A to środowisko nas kształtuje. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Jedno jest tylko pewne - podczas gdy my traciliśmy czas na zgłębianie tajników napojów różnego rodzaju, inni żyli i spełniali swoje marzenia. Tak.
Łazi za mną to poczucie straconego czasu nieustannie. Ale przecież podobno nie ma tego złego. Podobno nigdy nie jest za późno. Jedna trzecia życia za mną. Mam stracha jak nigdy. Jak nigdy, cholera.
Zwykle tłumaczyłam się - przecież jestem za młoda. Z a m ł o d a. Teraz okazuje się, że lada dzień mogę być za stara.
I co będzie, kiedy ktoś mnie zapyta, co robiłam przez pierwsze dwadzieścia lat swojego życia?
Nienawidzę niedziel. Pora na kawę. Teraz może być już tylko lepiej.
Dobrze, że przynajmniej się obudziłam. Może nie w porę, ale chyba jeszcze nie za późno.
Tak się czasami zastanawiam, co robiłam dwa, trzy lata temu i czemu nie było to coś innego. Ależ żałuję niektórych rzeczy. I co najgorsze, faktycznie - nie żałuję niczego, co zrobiłam, żałuję tylko tego, czego zrobić nie zdążyłam czy też czego zrobić się bałam.
Czasami myślę sobie tak: a co by było, gdybym jednak od dzisiaj zaczęła żyć tak, żeby potem niczego, absolutnie niczego nie żałować? I jak to zrobić? Skąd mam wiedzieć? Skąd niektórzy wiedzą? Nawet, jeżeli będę czegoś żałować jutro, pojutrze, to z perspektywy czasu przecież wszystko się zmieni. Poza tym zawsze można obrócić życie w żart.
Dzieci teraz szybko dojrzewają, szybciej niż ja. Świat pędzi, zmienia się, ewoluuje, a ja jakoś tak bezwładnie się temu przyglądam. I nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie jestem w stanie niczemu ani nikomu poświęcić się na całego. Bo nie chcę, bo nie jestem gotowa na decyzje na całe życie. Co oczywiście świadczy o kompletnej niedojrzałości. Tak przynajmniej twierdzą moi rodzice.
Trzymając się przez jakiś czas (czas lat dwudziestu jeden) jednej grupy ludzi ograniczyłam się bardzo. Za bardzo. Może i idąc na studia zmieniłam znajomych. Nie oszukujmy się - ci obecni nie różnią się wiele od tych z liceum i podstawówki. To jedna i ta sama kategoria ludzi. A to środowisko nas kształtuje. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Jedno jest tylko pewne - podczas gdy my traciliśmy czas na zgłębianie tajników napojów różnego rodzaju, inni żyli i spełniali swoje marzenia. Tak.
Łazi za mną to poczucie straconego czasu nieustannie. Ale przecież podobno nie ma tego złego. Podobno nigdy nie jest za późno. Jedna trzecia życia za mną. Mam stracha jak nigdy. Jak nigdy, cholera.
Zwykle tłumaczyłam się - przecież jestem za młoda. Z a m ł o d a. Teraz okazuje się, że lada dzień mogę być za stara.
I co będzie, kiedy ktoś mnie zapyta, co robiłam przez pierwsze dwadzieścia lat swojego życia?
Nienawidzę niedziel. Pora na kawę. Teraz może być już tylko lepiej.
Dobrze, że przynajmniej się obudziłam. Może nie w porę, ale chyba jeszcze nie za późno.
5 gru 2008
Dziób pingwina
Świat się sypie i rozwala, a my razem z nim.
Czasem ot tak bez przyczyny. Ot tak przy kolacji trafia prosto w mózg.
Mam kaca. Ach upadające morale. Głupoto.
1 gru 2008
Błazeństwa
Chodzi to takie po ulicach, korytarzach, komputerach i się błaźni. Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. Pięć, policzone. Kategorie znaczeń i takie inne nadinterpretacje osób postronnych mogą być jednoznaczne. Nadinterpretacje osób zainteresowanych są oczywiste i komentarza nie wymagają. A niedopowiedzenia bardziej emocjonujące być mogą chwilami.
Gdzieś w tym wszystkim musi być moja głowa. Rozsądek jakiś szalony czy szaleństwo jakieś świadome. Szukam, szukam, szukam. I nic. Panować nad sytuacją ponad wszystko, nie patrząc na resztę błaznów. Jesteśmy dorośli. Dorośli się tak nie bawią, bejbe.
Gdzieś w tym wszystkim musi być moja głowa. Rozsądek jakiś szalony czy szaleństwo jakieś świadome. Szukam, szukam, szukam. I nic. Panować nad sytuacją ponad wszystko, nie patrząc na resztę błaznów. Jesteśmy dorośli. Dorośli się tak nie bawią, bejbe.
Subskrybuj:
Posty (Atom)