Jak lizać rany celnie zadane
Jak lepić serce w proch potrzaskane
Jak suchy szloch w tę dżdżysta noc
Jak biec do końca, potem odpoczniesz, potem odpoczniesz
Cudne manowce, cudne manowce, cudne manowce
U mnie dobrze wbrew pozorom. A jak jest dobrze, to nie ma o czym pisać.
28 lis 2012
2 paź 2012
Jakże to zadziwiający moment w życiu jest, kiedy wracasz do łóżka we wtorek przed północą, w twojej krwi kręci się guarana, nie ma żadnych gwiazd ani księżyców, a ty dochodzisz do wniosku, że nastał koniec tej maskarady. Że dosyć wszystkich dylematów bez znaczenia. Że zanadto nawet się postarałeś. Że najwyższa pora przestać wiosłować. Oto przyszedł koniec z przytupem. Tak zwyczajnie i bez powodu.
1 paź 2012
we don't bleed when we don't fight
Skąd się bierze u ludzi taki ten strach przed odpowiedzialnością? Przed podjęciem ryzyka? Przed podjęciem decyzji? I przede wszystkim - przed zmianami? Wspaniale jest, ja rozumiem, że wspaniale jest, kiedy czujesz się bezpiecznie w swojej pieczarze i własnym świecie, zbudowanym często na stole bez nóg. Gdzie jest ciepło i stabilnie. Gdzie jesteś od zawsze (albo nie pamiętasz, gdzie byłeś wcześniej). Ale toż to stagnacja! Mijanie się z życiem! W pewnym wieku dochodzi do nas, że dziecięce marzenia nigdy się nie spełnią i będzie trzeba sobie jakoś z tym poradzić. Będzie trzeba podjąć decyzję, zmienić tryb życia i zacząć ryzykować. Być odpowiedzialnym - za siebie i poniekąd za innych ludzi. Tak sobie teraz myślę, że nigdy nie pasowałam do takich cykorów. Prawda jest taka, że nigdy niczego nie będziemy pewni na sto procent. I nie wiemy, co się wydarzy za miesiąc czy rok. Nie wiemy, czy decyzja jest dobra czy zła i jakie będzie miała konsekwencje. Ale cholera, trzeba próbować i nikt mi nie wmówi, że nie. Trzeba próbować być odpowiedzialnym, trzeba podejmować trudne decyzje, trzeba odrzucić na bok egoizm. To chyba się nazywa dojrzałość.
Tak więc z newsów. Po pierwsze zakończyłam pewną toksyczną znajomość i dobrze się z tym czuję. Po drugie przeprowadzam się i będę inwestować teraz w swoje własne meble. Po trzecie chyba wyrzucili mnie z pracy. Po czwarte mam pełną lodówkę. Po piąte moje relacje z kotem w końcu się znormalizowały. Po szóste znów zostałam studentką. Po siódme czekam na Godota.
23 wrz 2012
sportowcy nie piją
Toruń pogrążył się w żużlowym smutku. Wnioskuję po krzykach na ulicy, które sugerują, że znów coś poszło nie tak. To tylko sport chłopaki, chciałabym im tak powiedzieć. Ale że jesień przyszła, przestałam palić na balkonie. Z pokoju nie usłyszą. Biedactwa.
Wszystko jest takie miłe. Wszechobecny spokój odczuwam. Znałam kiedyś takie stany, więc wiem, że to tylko cisza przed burzą. Przyjdą jakieś wichury, błyskawice, huragany i noc. I pogrążę się jeszcze w smutku i płaczu.
Moje życie stało się nieco monotonne i to właśnie mnie tak przytłaczało chyba. Praca, pisanie, spanie, weekendowe chlanie i poniedziałkowy kac. Więc zmiany wprowadziłam. Mam kolejną pracę i idę znów na studia. Zapełniłam sobie tydzień tak, że nie mam czasu na rozmyślania o sensie życia. Jak się przypadkiem schleję w poniedziałek czy wtorek, to cały tydzień mi się sypie, więc zapobiegawczo grzecznie siedzę w domu i ewentualnie shandy sobie trzasnę.
Mama mi powiedziała, że dziecko, ty nic nie masz. Ja mówię jak to, przecież mam pracę. A ona: ja nie o tym mówię, ty dziecka nie masz, męża nie masz! Kiedy ty na ludzi wyjdziesz?
Po tej obeldze ze strony własnej matki oświadczyłam jej, że idę na studia, a w styczniu wyjeżdżam do Indii na praktyki. Stwierdziła, że musimy porozmawiać. Tym sposobem przekonałam ją, że koniecznie musi przyjechać do Torunia.
Wszystko jest takie miłe. Wszechobecny spokój odczuwam. Znałam kiedyś takie stany, więc wiem, że to tylko cisza przed burzą. Przyjdą jakieś wichury, błyskawice, huragany i noc. I pogrążę się jeszcze w smutku i płaczu.
Moje życie stało się nieco monotonne i to właśnie mnie tak przytłaczało chyba. Praca, pisanie, spanie, weekendowe chlanie i poniedziałkowy kac. Więc zmiany wprowadziłam. Mam kolejną pracę i idę znów na studia. Zapełniłam sobie tydzień tak, że nie mam czasu na rozmyślania o sensie życia. Jak się przypadkiem schleję w poniedziałek czy wtorek, to cały tydzień mi się sypie, więc zapobiegawczo grzecznie siedzę w domu i ewentualnie shandy sobie trzasnę.
Mama mi powiedziała, że dziecko, ty nic nie masz. Ja mówię jak to, przecież mam pracę. A ona: ja nie o tym mówię, ty dziecka nie masz, męża nie masz! Kiedy ty na ludzi wyjdziesz?
Po tej obeldze ze strony własnej matki oświadczyłam jej, że idę na studia, a w styczniu wyjeżdżam do Indii na praktyki. Stwierdziła, że musimy porozmawiać. Tym sposobem przekonałam ją, że koniecznie musi przyjechać do Torunia.
30 sie 2012
Zakradła się wściekłość z obojętnością pomieszana - to w życiu teraz mam. Wpadłam w paranoję, w dodatku wyszło w praniu, że mam obsesję. Za to nie mam swojego zdania.
Podobno wszelkie moje lęki są spowodowane paranoją i obsesją (albo na odwrót). Wychodzę i z jednego i z drugiego, poza tym rzecz jasna nie daję po sobie publicznie poznać, co mi doskwiera. Taki jest ten świat, trzeba emanować normalnością i obojętnością. Lada dzień ta paranoja rozsadzi mnie od środka. To będzie piękna śmierć.
W pracy za to kokosy. Wszyscy o mnie walczą. Tu nowy pracodawca potencjalny, tu moja stara dobra firma. Mogę wybierać i przebierać. O tak, komu lepiej.
A tak chciałam odejść. Siedziałam na gorącym krześle i czekałam na słowa szefa, które zmobilizują mnie do spakowania się i zostawienia tego miasta w pizdu. Ten jednak popsuł moje plany. I premię zaproponował. I awanse. I że wszystko będzie lepiej powiedział. I że będę liderem. Ech.
Tego samego dnia miałam ostatnią rozmowę z nową pracą. Dostałam się. Mogłabym pisać za pieniądze. Mogłabym też robić reklamy za większe pieniądze.
Wszystko takie piękne jest, ale trzeba podjąć męską decyzję. Warszawa czeka otworem. Toruń mnie próbuje usidlić na dłużej.
No i co. Jakoś przecież to będzie. Ma się udać i uda się. Wszystko mi się uda. Tu albo tam. Z tym albo z innym. Dzisiaj albo jutro.
Podobno wszelkie moje lęki są spowodowane paranoją i obsesją (albo na odwrót). Wychodzę i z jednego i z drugiego, poza tym rzecz jasna nie daję po sobie publicznie poznać, co mi doskwiera. Taki jest ten świat, trzeba emanować normalnością i obojętnością. Lada dzień ta paranoja rozsadzi mnie od środka. To będzie piękna śmierć.
W pracy za to kokosy. Wszyscy o mnie walczą. Tu nowy pracodawca potencjalny, tu moja stara dobra firma. Mogę wybierać i przebierać. O tak, komu lepiej.
A tak chciałam odejść. Siedziałam na gorącym krześle i czekałam na słowa szefa, które zmobilizują mnie do spakowania się i zostawienia tego miasta w pizdu. Ten jednak popsuł moje plany. I premię zaproponował. I awanse. I że wszystko będzie lepiej powiedział. I że będę liderem. Ech.
Tego samego dnia miałam ostatnią rozmowę z nową pracą. Dostałam się. Mogłabym pisać za pieniądze. Mogłabym też robić reklamy za większe pieniądze.
Wszystko takie piękne jest, ale trzeba podjąć męską decyzję. Warszawa czeka otworem. Toruń mnie próbuje usidlić na dłużej.
No i co. Jakoś przecież to będzie. Ma się udać i uda się. Wszystko mi się uda. Tu albo tam. Z tym albo z innym. Dzisiaj albo jutro.
26 lip 2012
take me out tonight
kleiste jakieś to lato. wietrzne też i chwilami mroźne. dziwne. jest burdel wszędzie. w pokoju, w mieście, w kraju i w mojej głowie. mam taką ochotę czasami, żeby jednak wszystko zostawić, wyjechać bez słowa i nigdy nie wracać do tego chaosu. potrzebuję czegoś nowego, nowych bodźców, nowego krajobrazu, bo duszę się w sobie, ale przecież nie potrafię z drugiej strony tak odejść. osłabłam psychicznie, wnioskuję po ilości spalonych papierosów i wysłanych aplikacji zagranicę. zapuściłam korzenie w tym chorym mieście. trochę niechcący. bo nie tak miało przecież być, inaczej sprawy miały się potoczyć.
tęsknię trochę. za hokejem na lodzie. za morzem. za Anglią. za planowaniem przyszłości. planowałam i planowałam, a teraz nagle znalazłam się w tej przyszłości, a moje mapy zostawiłam gdzieś daleko stąd i nie wiem, dokąd chciałam pójść.
bo musi jakiś fakt dokonany się pojawić. na razie są opcje. jedna to Stany, druga do Indie. druga opcja jest tak prawdopodobna, że może stać się faktem lada dzień. dlatego też tym bardziej się boję. przecież można wrócić, ja wiem! ale płakać mi się chce, jak pomyślę, że na rzecz Indii mam zrezygnować z Torunia, który jest przecież najwspanialszym miejscem na ziemi. chyba że może nie jest?
upał dzisiaj straszliwy, nawet na piwo nie mam ochoty.
tęsknię trochę. za hokejem na lodzie. za morzem. za Anglią. za planowaniem przyszłości. planowałam i planowałam, a teraz nagle znalazłam się w tej przyszłości, a moje mapy zostawiłam gdzieś daleko stąd i nie wiem, dokąd chciałam pójść.
bo musi jakiś fakt dokonany się pojawić. na razie są opcje. jedna to Stany, druga do Indie. druga opcja jest tak prawdopodobna, że może stać się faktem lada dzień. dlatego też tym bardziej się boję. przecież można wrócić, ja wiem! ale płakać mi się chce, jak pomyślę, że na rzecz Indii mam zrezygnować z Torunia, który jest przecież najwspanialszym miejscem na ziemi. chyba że może nie jest?
upał dzisiaj straszliwy, nawet na piwo nie mam ochoty.
Subskrybuj:
Posty (Atom)