2 sty 2013
wrong kind of place
Chlip chlup rozmyślam o przyszłości, gdyż nad przeszłością i rozlanym mlekiem nie ma co myśleć czy płakać. Przegrać tak z kretesem, tego się nie spodziewałam. Cóż, nie ja jedna. Choć nie ukrywam - ciężkie dla mnie chwile nastały, pełne snu w środku dnia i nieprzespanych nocy. Głowa mi pęka z migreny, kości łamią wszystkie nie wiem z czego, pałętają się myśli po mnie wszędzie i nie jestem w stanie wykazać się nawet krztyną kreatywności. Nawet nowy szef pierwszego dnia pracy powiedział, że słabo wyglądam i odesłał mnie do łóżka. Chyba więc jest ze mną naprawdę źle. Jeść mi się nie chce, palić mi się nie chce, pić mi się nie chce. Jest smutno i pusto i zimno w tym roku. Jakże bym chciała go przespać i udawać, że mnie nie ma. Wygląda na to, że spędzam w Toruniu ostatnie chwile. Chcę do domu. W tym mieście już niczego dla mnie nie ma. Do widzenia.
29 lis 2012
zbyt nisko, by spadać
jakże nie odpukałam w niemalowane drzewo ostatnich zdań! jak się działo dobrze i nudno przez ostatnie tygodnie, tak dzisiaj oto wszystko poszło się doszczętnie jebać.
więc oto zaszło słońce i pojawił się przede mną tak zwany szef. szef mimo wieku dojrzałego często zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak, co w sumie jest zrozumiałe, gdyż jest mężczyzną. ja do najlepszych pracowników nie należę. wynika to z wielu rzeczy, między innymi z tego, jak mnie kiedyś potraktowano w owej pracy, wypłacając dużo za mało pieniędzy - ponieważ tabela prowizyjna nie przewidywała prowizji powyżej kilkudziesięciu tysięcy. niby nic, ale nadal wspominam to ciepło. więc szef się pojawił i niedbale rzucił jakieś zaczepialskie pytanie w stylu: "pada?". krótka rozmowa, trochę krzyków, trochę milczenia i tak oto od jutra szukam nowej pracy. w zasadzie od poniedziałku. w zasadzie tak naprawdę to muszę tam jeszcze chodzić do 10-ego, bo jestem pewna, że inaczej wypłaty na oczy nie zobaczę.
scena ta wkurwiła mnie niesamowicie, więc pojawiła się ochota na piwo. fajnie wszystko umówione, idziemy do miasta. wtem zostałam wystawiona. wkurwiłam się jeszcze bardziej i stałam się niemiła. koniec dobroci, pomyślałam. koniec wszystkiego. tak się jakoś zebrało. przypomniało mi się, że przecież mnie się nie olewa. a zapomniałam o tym przez ostatnie kilka miesięcy.
obie te sytuacje podświadomie zaczęły w mojej głowie kreować obraz Kaszub. pomyślałam, że chcę do mamy. nie na weekend. chcę zostawić Toruń i wrócić do domu.
a teraz słucham już tylko domowych melodii i płaczę. ze szczęścia.
więc oto zaszło słońce i pojawił się przede mną tak zwany szef. szef mimo wieku dojrzałego często zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak, co w sumie jest zrozumiałe, gdyż jest mężczyzną. ja do najlepszych pracowników nie należę. wynika to z wielu rzeczy, między innymi z tego, jak mnie kiedyś potraktowano w owej pracy, wypłacając dużo za mało pieniędzy - ponieważ tabela prowizyjna nie przewidywała prowizji powyżej kilkudziesięciu tysięcy. niby nic, ale nadal wspominam to ciepło. więc szef się pojawił i niedbale rzucił jakieś zaczepialskie pytanie w stylu: "pada?". krótka rozmowa, trochę krzyków, trochę milczenia i tak oto od jutra szukam nowej pracy. w zasadzie od poniedziałku. w zasadzie tak naprawdę to muszę tam jeszcze chodzić do 10-ego, bo jestem pewna, że inaczej wypłaty na oczy nie zobaczę.
scena ta wkurwiła mnie niesamowicie, więc pojawiła się ochota na piwo. fajnie wszystko umówione, idziemy do miasta. wtem zostałam wystawiona. wkurwiłam się jeszcze bardziej i stałam się niemiła. koniec dobroci, pomyślałam. koniec wszystkiego. tak się jakoś zebrało. przypomniało mi się, że przecież mnie się nie olewa. a zapomniałam o tym przez ostatnie kilka miesięcy.
obie te sytuacje podświadomie zaczęły w mojej głowie kreować obraz Kaszub. pomyślałam, że chcę do mamy. nie na weekend. chcę zostawić Toruń i wrócić do domu.
a teraz słucham już tylko domowych melodii i płaczę. ze szczęścia.
28 lis 2012
2 paź 2012
Jakże to zadziwiający moment w życiu jest, kiedy wracasz do łóżka we wtorek przed północą, w twojej krwi kręci się guarana, nie ma żadnych gwiazd ani księżyców, a ty dochodzisz do wniosku, że nastał koniec tej maskarady. Że dosyć wszystkich dylematów bez znaczenia. Że zanadto nawet się postarałeś. Że najwyższa pora przestać wiosłować. Oto przyszedł koniec z przytupem. Tak zwyczajnie i bez powodu.
1 paź 2012
we don't bleed when we don't fight
Skąd się bierze u ludzi taki ten strach przed odpowiedzialnością? Przed podjęciem ryzyka? Przed podjęciem decyzji? I przede wszystkim - przed zmianami? Wspaniale jest, ja rozumiem, że wspaniale jest, kiedy czujesz się bezpiecznie w swojej pieczarze i własnym świecie, zbudowanym często na stole bez nóg. Gdzie jest ciepło i stabilnie. Gdzie jesteś od zawsze (albo nie pamiętasz, gdzie byłeś wcześniej). Ale toż to stagnacja! Mijanie się z życiem! W pewnym wieku dochodzi do nas, że dziecięce marzenia nigdy się nie spełnią i będzie trzeba sobie jakoś z tym poradzić. Będzie trzeba podjąć decyzję, zmienić tryb życia i zacząć ryzykować. Być odpowiedzialnym - za siebie i poniekąd za innych ludzi. Tak sobie teraz myślę, że nigdy nie pasowałam do takich cykorów. Prawda jest taka, że nigdy niczego nie będziemy pewni na sto procent. I nie wiemy, co się wydarzy za miesiąc czy rok. Nie wiemy, czy decyzja jest dobra czy zła i jakie będzie miała konsekwencje. Ale cholera, trzeba próbować i nikt mi nie wmówi, że nie. Trzeba próbować być odpowiedzialnym, trzeba podejmować trudne decyzje, trzeba odrzucić na bok egoizm. To chyba się nazywa dojrzałość.
Tak więc z newsów. Po pierwsze zakończyłam pewną toksyczną znajomość i dobrze się z tym czuję. Po drugie przeprowadzam się i będę inwestować teraz w swoje własne meble. Po trzecie chyba wyrzucili mnie z pracy. Po czwarte mam pełną lodówkę. Po piąte moje relacje z kotem w końcu się znormalizowały. Po szóste znów zostałam studentką. Po siódme czekam na Godota.
23 wrz 2012
sportowcy nie piją
Toruń pogrążył się w żużlowym smutku. Wnioskuję po krzykach na ulicy, które sugerują, że znów coś poszło nie tak. To tylko sport chłopaki, chciałabym im tak powiedzieć. Ale że jesień przyszła, przestałam palić na balkonie. Z pokoju nie usłyszą. Biedactwa.
Wszystko jest takie miłe. Wszechobecny spokój odczuwam. Znałam kiedyś takie stany, więc wiem, że to tylko cisza przed burzą. Przyjdą jakieś wichury, błyskawice, huragany i noc. I pogrążę się jeszcze w smutku i płaczu.
Moje życie stało się nieco monotonne i to właśnie mnie tak przytłaczało chyba. Praca, pisanie, spanie, weekendowe chlanie i poniedziałkowy kac. Więc zmiany wprowadziłam. Mam kolejną pracę i idę znów na studia. Zapełniłam sobie tydzień tak, że nie mam czasu na rozmyślania o sensie życia. Jak się przypadkiem schleję w poniedziałek czy wtorek, to cały tydzień mi się sypie, więc zapobiegawczo grzecznie siedzę w domu i ewentualnie shandy sobie trzasnę.
Mama mi powiedziała, że dziecko, ty nic nie masz. Ja mówię jak to, przecież mam pracę. A ona: ja nie o tym mówię, ty dziecka nie masz, męża nie masz! Kiedy ty na ludzi wyjdziesz?
Po tej obeldze ze strony własnej matki oświadczyłam jej, że idę na studia, a w styczniu wyjeżdżam do Indii na praktyki. Stwierdziła, że musimy porozmawiać. Tym sposobem przekonałam ją, że koniecznie musi przyjechać do Torunia.
Wszystko jest takie miłe. Wszechobecny spokój odczuwam. Znałam kiedyś takie stany, więc wiem, że to tylko cisza przed burzą. Przyjdą jakieś wichury, błyskawice, huragany i noc. I pogrążę się jeszcze w smutku i płaczu.
Moje życie stało się nieco monotonne i to właśnie mnie tak przytłaczało chyba. Praca, pisanie, spanie, weekendowe chlanie i poniedziałkowy kac. Więc zmiany wprowadziłam. Mam kolejną pracę i idę znów na studia. Zapełniłam sobie tydzień tak, że nie mam czasu na rozmyślania o sensie życia. Jak się przypadkiem schleję w poniedziałek czy wtorek, to cały tydzień mi się sypie, więc zapobiegawczo grzecznie siedzę w domu i ewentualnie shandy sobie trzasnę.
Mama mi powiedziała, że dziecko, ty nic nie masz. Ja mówię jak to, przecież mam pracę. A ona: ja nie o tym mówię, ty dziecka nie masz, męża nie masz! Kiedy ty na ludzi wyjdziesz?
Po tej obeldze ze strony własnej matki oświadczyłam jej, że idę na studia, a w styczniu wyjeżdżam do Indii na praktyki. Stwierdziła, że musimy porozmawiać. Tym sposobem przekonałam ją, że koniecznie musi przyjechać do Torunia.
30 sie 2012
Zakradła się wściekłość z obojętnością pomieszana - to w życiu teraz mam. Wpadłam w paranoję, w dodatku wyszło w praniu, że mam obsesję. Za to nie mam swojego zdania.
Podobno wszelkie moje lęki są spowodowane paranoją i obsesją (albo na odwrót). Wychodzę i z jednego i z drugiego, poza tym rzecz jasna nie daję po sobie publicznie poznać, co mi doskwiera. Taki jest ten świat, trzeba emanować normalnością i obojętnością. Lada dzień ta paranoja rozsadzi mnie od środka. To będzie piękna śmierć.
W pracy za to kokosy. Wszyscy o mnie walczą. Tu nowy pracodawca potencjalny, tu moja stara dobra firma. Mogę wybierać i przebierać. O tak, komu lepiej.
A tak chciałam odejść. Siedziałam na gorącym krześle i czekałam na słowa szefa, które zmobilizują mnie do spakowania się i zostawienia tego miasta w pizdu. Ten jednak popsuł moje plany. I premię zaproponował. I awanse. I że wszystko będzie lepiej powiedział. I że będę liderem. Ech.
Tego samego dnia miałam ostatnią rozmowę z nową pracą. Dostałam się. Mogłabym pisać za pieniądze. Mogłabym też robić reklamy za większe pieniądze.
Wszystko takie piękne jest, ale trzeba podjąć męską decyzję. Warszawa czeka otworem. Toruń mnie próbuje usidlić na dłużej.
No i co. Jakoś przecież to będzie. Ma się udać i uda się. Wszystko mi się uda. Tu albo tam. Z tym albo z innym. Dzisiaj albo jutro.
Podobno wszelkie moje lęki są spowodowane paranoją i obsesją (albo na odwrót). Wychodzę i z jednego i z drugiego, poza tym rzecz jasna nie daję po sobie publicznie poznać, co mi doskwiera. Taki jest ten świat, trzeba emanować normalnością i obojętnością. Lada dzień ta paranoja rozsadzi mnie od środka. To będzie piękna śmierć.
W pracy za to kokosy. Wszyscy o mnie walczą. Tu nowy pracodawca potencjalny, tu moja stara dobra firma. Mogę wybierać i przebierać. O tak, komu lepiej.
A tak chciałam odejść. Siedziałam na gorącym krześle i czekałam na słowa szefa, które zmobilizują mnie do spakowania się i zostawienia tego miasta w pizdu. Ten jednak popsuł moje plany. I premię zaproponował. I awanse. I że wszystko będzie lepiej powiedział. I że będę liderem. Ech.
Tego samego dnia miałam ostatnią rozmowę z nową pracą. Dostałam się. Mogłabym pisać za pieniądze. Mogłabym też robić reklamy za większe pieniądze.
Wszystko takie piękne jest, ale trzeba podjąć męską decyzję. Warszawa czeka otworem. Toruń mnie próbuje usidlić na dłużej.
No i co. Jakoś przecież to będzie. Ma się udać i uda się. Wszystko mi się uda. Tu albo tam. Z tym albo z innym. Dzisiaj albo jutro.
Subskrybuj:
Posty (Atom)