Tak mnie wciągnęło bezrobocie, że nie mam na nic czasu. Jutro o świcie po raz kolejny przemierzę trasę Gdańsk - Berlin. Tym razem mam zamiar wrócić zapłodniona. Albo jeszcze lepiej - nie wrócić wcale. Nieco to problematyczne i skomplikowane, ale czego w życiu tak naprawdę potrzeba poza dobrą muzyką, jedzeniem, alkoholem i zajebistym Niemcem.
I tak właśnie jak napisałam. Tyle rzeczy minęło i nie obchodzi mnie totalnie, a jednak dzisiaj złapałam się na dziwnym smutku. Było to tuż po wyjściu z dworca w Gdańsku, kiedy do autobusu wsiadłam i kierowca zapytał, dokąd chcę jechać. Powiedziałam, że do Torunia. A to nie była prawda. I ten autobus wcale nie do Torunia nie jechał. Wręcz przeciwnie. I taka nostalgia mnie ogarnęła jak poprzednio. Bo przecież spędziłam tydzień września w Toruniu.
Ale tak naprawdę... To wszystko nieważne. Teraz jest Berlin, jest Hamburg, jest obsesja. I korzystam, póki trwa.
3 paź 2013
4 wrz 2013
There ain't no cure for the summertime blues
Żyje się mi nadzwyczaj przyjemnie i nudno. Słońce mam tutaj na Pomorzu, ładną muzykę końca lata, obsesję na punkcie Niemców i szerokie perspektywy związane z kolejnym okresem bezrobocia.
Nocami mam tylko koszmary o piekle. Śni mi się, że mam zawał, potem nie mogę rano wstać i piję kolejną kawę na dojebanie.
Ach nie wiem, mijają mi te dni przez palce, płynie wszystko wartkim nurtem. Coś tam się dzieje, ale jakże wszystko to bez znaczenia. Czasami się czuję, jakby czas w ogóle nie istniał. Bo przecież nie istnieje, tylko się bez sensu starzejemy w swoich głowach. I tego czasu nie ma, i nie wiem, gdzie jestem. Na tyle rzeczy niby już za późno, ale pierdolę. Jakże się wkurwiłam dzisiaj, kiedy na fejsbuku wyskoczyła mi jakaś wiadomość od jednej takiej zjebanej laski z roku. Tępe to było jak pęk słomy. Co za bzdury wygadywało na zajęciach. I taki irytujący głos miała. Siedzi kurwa sobie teraz w dalekim kraju, bardzo dalekim i nawet nie wiem, co do końca tam robi i nie zapytam o to, bo przecież mnie to nie obchodzi. Ale kurwa, to tak nie może być. Jak w takim tempie będzie się moja kariera rozwijała, to nawet po śmierci mej niczego nie opublikują. Ja tu się cieszę słońcem i muzyką i Niemcem, a wszyscy są daleko przede mną.
Swoją drogą jakiś czas temu koleżanka taka inna ze studiów powiedziała, że mi zazdrości. Nie zdziwiło mnie to w pierwszej chwili. Ale tak sobie zaczęłam z nią dyskutować. Był to błąd, gdyż otworzył komnatę myśli. Rzekła mi w sekrecie, że chciałaby sobie tak jak ja mieć wszystko w dupie, nie musieć chodzić do pracy, nie mieć męża i dziecka i móc w każdej chwili wyjechać, gdzie tylko by chciała. Powiedziałam jej, że przecież może. A wcale nie może, bo właśnie nie jest taka jak ja. Jest dobra i wie, że musi z tym bachorem siedzieć i tego męża karmić, bo tak ustalono z góry, bo są te schematy powtarzane i taka jest kolej rzeczy. I tak sobie pomyślałam, że gdyby mi się zachciało wyjechać do Peru, to bym zostawiła dziecko z ojcem i przysłała im pocztówkę. Serdeczne pozdrowienia z Limy. Jestem zła. A lista moich wrogów z dnia na dzień jest coraz dłuższa. To fascynujące, ile ludzi może nas znienawidzić w ciągu kilku lat. I nie rozumiem tego ani trochę w zasadzie. Przecież jak ktoś cię zna, to wie, że masz wyjebane. Więc skąd to zdziwienie? Przecież ludzie się nie zmieniają. Ach te zagadki społeczne.
11 sie 2013
2 sie 2013
21 lip 2013
next day
Brakuje mi weny i pomysłów na życie. Powoli wszystko się toczy, tak równomiernie i spokojnie. Nie mam stresów, poza tymi w pracy. Nie mam czasu na nic i odwlekam podjęcie decyzji o wyprowadzce z kraju.
Aktualnie szukam męża. Profil kandydata nie jest zbytnio wymyślny. Najważniejsze, żeby był Niemcem i był po pięćdziesiątce. Reszta podlega negocjacjom.
Toruń we mnie już umarł i został zdeptany i zmieszany z błotem. Cieszy mnie nawet chwilami Trójmiasto.
I piszę te listy motywacyjne do gigantów światowego biznesu, łudząc się, że ktoś do mnie kiedyś zadzwoni. To też problematyczne, bo nie odbieram już telefonów od obcych numerów.
On and on and on again. Czuję starość za rogiem, ale przynajmniej dobrze się czuję. W sensie względnie dobrze, bo dzisiaj o mało co nie wpadłam do bagna wraz z rowerem. A tak to cóż, wróciłam do samej siebie. Z tym że zdrowie już nie to i zamiast piwa piję herbatę. Ale jestem nudna.
Aktualnie szukam męża. Profil kandydata nie jest zbytnio wymyślny. Najważniejsze, żeby był Niemcem i był po pięćdziesiątce. Reszta podlega negocjacjom.
Toruń we mnie już umarł i został zdeptany i zmieszany z błotem. Cieszy mnie nawet chwilami Trójmiasto.
I piszę te listy motywacyjne do gigantów światowego biznesu, łudząc się, że ktoś do mnie kiedyś zadzwoni. To też problematyczne, bo nie odbieram już telefonów od obcych numerów.
On and on and on again. Czuję starość za rogiem, ale przynajmniej dobrze się czuję. W sensie względnie dobrze, bo dzisiaj o mało co nie wpadłam do bagna wraz z rowerem. A tak to cóż, wróciłam do samej siebie. Z tym że zdrowie już nie to i zamiast piwa piję herbatę. Ale jestem nudna.
2 cze 2013
jakże potrzebuję wakacji od życia, jakże bardzo. muszę z Polski out czym prędzej. jeszcze się w środku rozrywam w pewnych chwilach. kiedyś wszystko było takie proste. wyjeżdżało się i koniec. czasami jakiś szaleniec napisał list. a teraz cholera, telefony, internety, autobusy za dwadzieścia złotych. i przy niedzieli bez kaca zbiera mi się na wymioty od tego słońca i cieszących się twarzy, bo lato. i próbuję pracą się zająć mimo różnych takich niepokojących znaków. i właśnie ubolewam, bo piętnaście minut temu odjechał ostatni autobus. a mam ochotę pójść w miasto bezwzględną. przełożę to na jutro, chociaż nie powinnam, bo zaległości i sentymenty w głowie. ale kogo to obchodzi. z pewnością nie mnie.
26 maj 2013
famous blue raincoat
Klarują mi się pewne rzeczy powoli. Czas sobie spokojnie mija, a ja z wielką przyjemnością go uśmiercam. Nie mogę uwierzyć, że to już czerwiec za rogiem. Że jestem tutaj już prawie pół roku. Bo czasem wydaje mi się, że czas w miejscu jednak stoi. Tak oto tracę najlepszy mój czas. Jest więc ten pomysł wyjazdu. Sama już nie wiem. Mam czerwiec na przemyślenie. Tylko po co to wszystko. Po co się pytam. You should shot yourself the food again. Keep walking on, my friend.
pamiętam kult, 6 lat później, zeszły maj, komary i tratwę.
pamiętam kult, 6 lat później, zeszły maj, komary i tratwę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)