Czekam na śnieg. Taki puchowy, co to nie idzie nim lepić bałwana. Co to się nie przykleja do butów i nie mokrzy ubrania. Nie ma tej zimy. Dobrze, że nie zainwestowałam w nowe buty.
Tak się czasami zastanawiam, co robiłam dwa, trzy lata temu i czemu nie było to coś innego. Ależ żałuję niektórych rzeczy. I co najgorsze, faktycznie - nie żałuję niczego, co zrobiłam, żałuję tylko tego, czego zrobić nie zdążyłam czy też czego zrobić się bałam.
Czasami myślę sobie tak: a co by było, gdybym jednak od dzisiaj zaczęła żyć tak, żeby potem niczego, absolutnie niczego nie żałować? I jak to zrobić? Skąd mam wiedzieć? Skąd niektórzy wiedzą? Nawet, jeżeli będę czegoś żałować jutro, pojutrze, to z perspektywy czasu przecież wszystko się zmieni. Poza tym zawsze można obrócić życie w żart.
Dzieci teraz szybko dojrzewają, szybciej niż ja. Świat pędzi, zmienia się, ewoluuje, a ja jakoś tak bezwładnie się temu przyglądam. I nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie jestem w stanie niczemu ani nikomu poświęcić się na całego. Bo nie chcę, bo nie jestem gotowa na decyzje na całe życie. Co oczywiście świadczy o kompletnej niedojrzałości. Tak przynajmniej twierdzą moi rodzice.
Trzymając się przez jakiś czas (czas lat dwudziestu jeden) jednej grupy ludzi ograniczyłam się bardzo. Za bardzo. Może i idąc na studia zmieniłam znajomych. Nie oszukujmy się - ci obecni nie różnią się wiele od tych z liceum i podstawówki. To jedna i ta sama kategoria ludzi. A to środowisko nas kształtuje. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Jedno jest tylko pewne - podczas gdy my traciliśmy czas na zgłębianie tajników napojów różnego rodzaju, inni żyli i spełniali swoje marzenia. Tak.
Łazi za mną to poczucie straconego czasu nieustannie. Ale przecież podobno nie ma tego złego. Podobno nigdy nie jest za późno. Jedna trzecia życia za mną. Mam stracha jak nigdy. Jak nigdy, cholera.
Zwykle tłumaczyłam się - przecież jestem za młoda. Z a m ł o d a. Teraz okazuje się, że lada dzień mogę być za stara.
I co będzie, kiedy ktoś mnie zapyta, co robiłam przez pierwsze dwadzieścia lat swojego życia?
Nienawidzę niedziel. Pora na kawę. Teraz może być już tylko lepiej.
Dobrze, że przynajmniej się obudziłam. Może nie w porę, ale chyba jeszcze nie za późno.
7 gru 2008
5 gru 2008
Dziób pingwina
Świat się sypie i rozwala, a my razem z nim.
Czasem ot tak bez przyczyny. Ot tak przy kolacji trafia prosto w mózg.
Mam kaca. Ach upadające morale. Głupoto.
1 gru 2008
Błazeństwa
Chodzi to takie po ulicach, korytarzach, komputerach i się błaźni. Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. Pięć, policzone. Kategorie znaczeń i takie inne nadinterpretacje osób postronnych mogą być jednoznaczne. Nadinterpretacje osób zainteresowanych są oczywiste i komentarza nie wymagają. A niedopowiedzenia bardziej emocjonujące być mogą chwilami.
Gdzieś w tym wszystkim musi być moja głowa. Rozsądek jakiś szalony czy szaleństwo jakieś świadome. Szukam, szukam, szukam. I nic. Panować nad sytuacją ponad wszystko, nie patrząc na resztę błaznów. Jesteśmy dorośli. Dorośli się tak nie bawią, bejbe.
Gdzieś w tym wszystkim musi być moja głowa. Rozsądek jakiś szalony czy szaleństwo jakieś świadome. Szukam, szukam, szukam. I nic. Panować nad sytuacją ponad wszystko, nie patrząc na resztę błaznów. Jesteśmy dorośli. Dorośli się tak nie bawią, bejbe.
28 lis 2008
I'd like to go where all the strange ones go
Jakoś tak nienaturalnie trochę przesadnie pobyć chwilę samemu. Zimno na dworze, pięknie na świecie. O, na takim świecie to się dzieje. Mało tego - w takim Toruniu to się dzieje! Ba! W moim świecie to się dopiero dzieje! A bo memu dzisiejszemu światu tak naprawdę niewiele trzeba do szczęścia. Ostatnio wszędzie bowiem taka jakaś wrzawa, taki chciany niekontrolowany chaos, takie zamotanie totalne, takie sytuacje nigdy wcześniej nieprzeżyte, tacy ludzie kolorowi i nierozgryzieni. Takim jak ja potrzebna jest od czasu do czasu zmiana środowiska. Gdy napięcie między mną a ludźmi sięga zenitu i atmosfera jest rozrzedzona jak nigdy przedtem. Wtedy pora powiedzieć sobie - stop. A ja nie kombinuję, nie chce mi się. I pojawiam się w nowym miejscu w nowym czasie. Nieodpowiedzialnie paląc czasami za sobą mosty. Zanik inteligencji emocjonalnej.
No i są nowi ludzie, całe tłumy. Mówiąc szczerze - w końcu tak jakoś zaczynam oddychać. I na studia inaczej też patrzę. Lubię czasami pójść na wydział, czego w zeszłym roku nie mogłabym powiedzieć.
Bo nie można wszystkiego na raz i za dużo. Nagromadzenie ludzi i miejsc odbija się na mnie prędzej czy później.
Taka prawda.
A teraz dobrze jest. Depresja jesienna wyleczona dniem wczorajszym - najdziwniejszym i najwnętrznym i najbardziej wyczerpującym zarazem.
Przeweselnie.
Live for the right things, be with the right ones,
Or they'll hold you down, they'll turn your world around
Lalalalala :-)
No i są nowi ludzie, całe tłumy. Mówiąc szczerze - w końcu tak jakoś zaczynam oddychać. I na studia inaczej też patrzę. Lubię czasami pójść na wydział, czego w zeszłym roku nie mogłabym powiedzieć.
Bo nie można wszystkiego na raz i za dużo. Nagromadzenie ludzi i miejsc odbija się na mnie prędzej czy później.
Taka prawda.
A teraz dobrze jest. Depresja jesienna wyleczona dniem wczorajszym - najdziwniejszym i najwnętrznym i najbardziej wyczerpującym zarazem.
Przeweselnie.
Live for the right things, be with the right ones,
Or they'll hold you down, they'll turn your world around
Lalalalala :-)
22 lis 2008
Puka puka głową w mur
Coraz częściej młodzieńcze ideały odchodzą w cień. To znaczy moje ideały. Moje wyobrażenie o świecie, moje plany i to, co uważałam za rzeczywistość.
Zawsze ma się coś do powiedzenia i pomyślenia. Coś tam w głowie każdy z nas ma. Każdy widzi świat na swój sposób. I zbiera sobie te swoje myśli, wyobrażenia w małej szklanej kostce do gry w monopol. Aż w końcu zauważa szybę - za którą prócz innych kostek jest przestrzeń. Coś zupełnie innego od naszego postrzegania świata, od naszych ideałów i nadziei. Prawdziwa rzeczywistość. I ktoś staje przed dylematem. Zostać w swojej pięknej, ale złudnej kosteczce, czy zbić szybę i posmakować prawdziwego życia. Zmienić wszystko i dołączyć do realnego świata, pełnego przecież kłamstw, oszustw i machloi, czy odciąć się od tego i zostać bezpiecznym w swoich sześciu ścianach, gdzie świat jest dobry, a ludzie się kochają.
Skrobię tę szybę. Boję się ją rozbić. Przecież wrócić będzie ciężko. Wycięłam sobie scyzorykiem taką małą dziurkę, przez którą na razie mogę podglądać rzeczywistość. Tylko wiem, że długo tak się nie da. Nie da i już.
I skąd mam wiedzieć, że to, co jest poza moim wyobrażeniem, nie jest ograniczone kolejną ścianą? Skoro rzeczywistość nie istnieje, to po co się w nią pchać? Żeby pewnego dnia znów stanąć przed koniecznością wyboru, który zmieni całe nasze życie? Żeby się przekonać, że są miliony poziomów rzeczywistości?
Bezsens mnie zaczyna ogarniać nieco. Za dużo pytań, za dużo myśli. Idę więc zjechać po białej łące. W końcu sobota.
Zawsze ma się coś do powiedzenia i pomyślenia. Coś tam w głowie każdy z nas ma. Każdy widzi świat na swój sposób. I zbiera sobie te swoje myśli, wyobrażenia w małej szklanej kostce do gry w monopol. Aż w końcu zauważa szybę - za którą prócz innych kostek jest przestrzeń. Coś zupełnie innego od naszego postrzegania świata, od naszych ideałów i nadziei. Prawdziwa rzeczywistość. I ktoś staje przed dylematem. Zostać w swojej pięknej, ale złudnej kosteczce, czy zbić szybę i posmakować prawdziwego życia. Zmienić wszystko i dołączyć do realnego świata, pełnego przecież kłamstw, oszustw i machloi, czy odciąć się od tego i zostać bezpiecznym w swoich sześciu ścianach, gdzie świat jest dobry, a ludzie się kochają.
Skrobię tę szybę. Boję się ją rozbić. Przecież wrócić będzie ciężko. Wycięłam sobie scyzorykiem taką małą dziurkę, przez którą na razie mogę podglądać rzeczywistość. Tylko wiem, że długo tak się nie da. Nie da i już.
I skąd mam wiedzieć, że to, co jest poza moim wyobrażeniem, nie jest ograniczone kolejną ścianą? Skoro rzeczywistość nie istnieje, to po co się w nią pchać? Żeby pewnego dnia znów stanąć przed koniecznością wyboru, który zmieni całe nasze życie? Żeby się przekonać, że są miliony poziomów rzeczywistości?
Bezsens mnie zaczyna ogarniać nieco. Za dużo pytań, za dużo myśli. Idę więc zjechać po białej łące. W końcu sobota.
21 lis 2008
Stuck in a moment
I piątek kolejny jesienny przekolorowo niebieski. Słońce daje. A mi zapałki by się przydały. Bo zasypiam na stojąco. Ach to zmęczenie, brak snu zaczyna boleć. Jakże się zapomniałam. Przecież cieszę się, jest FAJNIE. Zapomniałam się na chwilkę. Często zapominam się ostatnio. Gdy po głowie pałętają się myśli takie jedne z drugimi.
Dostałam różności takie.
Szwaken, niczym opętana. Iść czy nie iść? Oto jest pytanie. Jeszcze trochę, minutę. I zaraz się spóźnię. Ostatni raz rezygnuję z zajęć, obiecuję.
No bo przecież są ważniejsze rzeczy na świecie. Hokej na przykład jest ważniejszy.
Poza tym - niemożliwe - pech mnie dopadł. Cały tydzień, z wczorajszym apogeum w wiadomym pubie osiedlowym. Fizyka lubi się psuć.
A chance to breathe
While sittin' at a red light
You look around
Reflectin' on your life
A chance to think
Am I drinkin' too much
Should I keep goin'
Lose the life that I love
A second glance
While sittin' at a red light
Dostałam różności takie.
Szwaken, niczym opętana. Iść czy nie iść? Oto jest pytanie. Jeszcze trochę, minutę. I zaraz się spóźnię. Ostatni raz rezygnuję z zajęć, obiecuję.
No bo przecież są ważniejsze rzeczy na świecie. Hokej na przykład jest ważniejszy.
Poza tym - niemożliwe - pech mnie dopadł. Cały tydzień, z wczorajszym apogeum w wiadomym pubie osiedlowym. Fizyka lubi się psuć.
A chance to breathe
While sittin' at a red light
You look around
Reflectin' on your life
A chance to think
Am I drinkin' too much
Should I keep goin'
Lose the life that I love
A second glance
While sittin' at a red light
16 lis 2008
Subskrybuj:
Posty (Atom)