13 cze 2009

Moc Tymbarka

Mniej więcej rok temu kończyłam pierwszy rok nieszczęsnej politologii. Jak jednak wiadomo, pojawił się problem z zaliczeniem jednego przedmiotu. Krótko mówiąc - skończyło się dwóją w indeksie i trzaskaniem drzwiami. Wracałam sobie wtedy właśnie do mieszkania. Po drodze rozmyślałam. Że co to będzie teraz, że rzucam to w cholerę, że bez sensu, bo nie dam rady. I kupiłam Tymbarka. A kapsel powiedział: "Jakoś to dźwignę". I dźwignęłam i mam w indeksie ocenę bardzo dobrą.
Dzisiaj rano pomyślałam sobie, że pierdolę wszystko. Od studiów przez radio (zwłaszcza radio) po wszystko inne. Bo się nie nadaję do tego, nie dla mnie takie coś. Decyzja podjęta. W drodze do radia, gdzie miałam zamiar się pożegnać, kupiłam Tymbarka. Tym razem kapsel zadał pytanie retoryczne: "Jak nie Ty to kto?".

Niby nic. A jednak.

11 cze 2009

irytacja, jestem zirytowana czy poirytowana obrotem rzeczy. wszystko się dzieje, wszystko, ale za powoli i z pominięciem najistotniejszego.
był wczoraj taki moment, kite gdzieś na koniuchach, kiedy wydawało mi się, że zaczynam nowy rozdział. zostawiając wszystko gdzieś tam za sobą.



ale potem przeszło. spaliło się to i owo i wszystko wróciło do normy. i naprawdę się świetnie bawiłam, kwestia idealnego kamuflażu nastroju.

9 cze 2009

ma być miło

dzień numer sześć. dochodzę do siebie, powoli, przechodzę siebie.

bo jak ktoś mnie zapyta, co robiłam wczorajszej nocy, to powiem, że rozmawiałam o pogodzie w czechach. a potem przegrałam w piłkarze i nie uwierzyłam w basem pełen zwłok. a potem szłam przez jebaną mgłę 3 kilometry. reszta niech będzie milczeniem.
małpa nie przyjechała, dobrze. słabo jest ostatnio. ogólnie i ze mną też i z wszystkim.
bujają mi nerki w dodatku.

jak to dobrze, że wyjeżdżam. jednak dobrze.

7 cze 2009

potwornie brzydki ten czerwiec. w głowie czarno i niedobrze, zimno jest i pada i zimno i pada na to miejsce w środku e-u-ropy, a ja nieco głupieję. i gadam i gadam i myślę, że nikt o tym nie pamięta. wczoraj blisko było totalnej katastrofy. całe szczęście napatoczyły mi się na myśl miliony przeciekawych historii, których dzisiaj nie jestem w stanie sobie przypomnieć.

ej, gdzie się kończą żarty, a gdzie zaczyna poważna rozmowa? gdzie ta granica jest? oto jest pytanie.

a chodzenie na dziwki jest żałosne.

6 cze 2009

I co się dziwisz

poznałam wczoraj mnóstwo ludzi, ciekawych bardzo, znanych bardzo, mnóstwo. od naszych rodzimych parlamentarzystów przez dziennikarzy po naczelnego księdza kraju i marszałka sejmu. i co, i wracając do domu o 5 nad ranem rozmyślam o czym? o lasce Dziwisza? o szalonej młodości posła X? o wzroście Komorowskiego? gdzie tam! rozmyślam o piątkowej ignorancji ignoranta! jakże by inaczej! kurwa, makaron się spalił i śmierdzi.
wracając do ignorantów. ja wiem, że się powinno starszych szanować. ale proszę, nie zachowujmy się jak podstawówce. dobra, właściwie powinnam być miła, jak jestem miła to jest całkiem miło. ale weź, nie w piątek po tragediach czwartkowych i środowej obronie. weź daj mi spokój. albo nie, weź załóż inne spodnie.



wieczorem było za to kosmicznie dziwnie, pozytywnie dziwnie. zaskoczył mnie nieco widok orszaku reprezentacyjnego miasta na kopernika. potem już tylko coś tam, jedno piwo skończyło się jak zwykle. śmiesznie jest wszystkich znać. mało miejsca się zrobiło jakoś ostatnio tutaj. i nie wiem, czy to szkodzi, czy nie szkodzi. nie wiem nawet, czy powinnam pojechać do galerii. wiesz jak jest. kwasy kwasy śmieszne kwasy. przecież bądźmy mili i do przodu. ech, nie pamiętam już, skąd to się wzięło i czemu się niemiło stało. jestem arogantem i ignorantem również. udusimy się w tym mieście, mówię ci. warszawa to jest to. a patryk się ożenił. co za ściema.


o co chodzi, o co chodzi, czemu nie poszłam na śniadanie na trawie. czemu, bo byłam na kolacji w środku pola.
jakie to dziwne, napataczają się oni jedni z drugimi, a ja wkręcam się bardziej i bardziej. nawet się nie obejrzałam, a już przetasowałam znajomych. napataczają się, a ja brnę i co.
wiem przecież doskonale. and I hope that you are having the time of your life. but think twice, that's my only advice.

it's time for some magic.



tak właśnie sprawy się mają, dokładnie tak. when you were young.

30 maj 2009

- jak praca?
- w środę mam obronę.
- już napisałaś?
- no.
- i oddałaś?
- no. ale jeszcze obrona.
- ale już skoczyłaś wszystko?
- no tak.
- nie wierzę, musimy to oblać.
- ale nie mogę, jeszcze obrona.
- nie pierdol, napisałaś!

nadmieniam, iż formalnie uzyskałam wykształcenie wyższe, formalnie jestem inteligencją tego kraju, formalnie mogę pójść do pracy.
do obrony trzy dni z hakiem. a ja jestem bardzo daleko w bardzo wielkim polu. najśmieszniejsze, że najwięcej czasu zajmuje mi obmyślanie form świętowania po obronie. to tu, to tam, a praca obroni się sama.

ale ja nie mogę. biorę książkę, jestem gdzieś tam w połowie. czytam. dyrektywy, orzeczenia, opinie rzeczników generalnych. i się pytam: co ja do cholery robiłam na tych studiach?!
mszczą się cudem zdane egzaminy z polityk UE, z integracji gospodarczej, instytucji, procedur. mszczą się odpuszczone ćwiczenia z polityki regionalnej. prawo europejskie jakoś łapię, ale wiadomo, się chodziło i uważało, to się wie.

żeby już był czwartek.


słyszał ktoś o Kontakcie? no tak, wszyscy. więc ludzie zapłacili dużo pieniędzy, żeby zobaczyć panów aktorów i panie aktorki na scenie. a ja co? a ja poszłam do Zezowatego i się z nimi napiłam. właściwie to natańczyłam. bo pił każdy sam. nieważne, co, jak, gdzie i z kim. w środę po prostu było warto. w środę trzeba było. w środę musiałam. potem promile mi powiedziały, że dziecko, idź spać i wstań, bo chcesz. nie musisz, chcesz. powiedziałam im, że mają rację, wypiłam ósme już piwo i pojechałam gdzieś tam i poszłam spać i wcale nie wstałam o 9. oszukaństwo.

ponadto zostałam zaproszona do zamieszkania w squacie na warszawskiej. źle wróży. nie lubię zjebów z NRD, co zabierają niewinnym dzieciom papierosy.


brakuje mi morza. i duszę się trochę przez jutro. ale będzie dobrze. przecież można żyć bez powietrza.

25 maj 2009

the kanapa

są takie rzeczy, które budzą we mnie najgorsze ludzkie instynkty. nabazgrolone słowa, perfidia plot, pięść sobotniej nocy. zapytuję siebie, czy zabiłabym ludzką istotę. odruchowo mówię nie. a potem się zagłębiam. analizuję. wpuszczam do umysłu wszelkie możliwe abstrakcyjne sytuacje. włącznie z wyżej wymienionymi. i już nie mówię nie. nie jestem psychopatą, szatan jest w każdym z nas.

myślałam też o takim dziwnym uczuciu - obojętności. emocje są wszędzie. na uniwersytecie, w sklepie, w autobusie, na ulicy, na rusztowaniu, za biurkiem, pod stołem i w samolocie. ignorowanie kogoś, komu dym wypływa przez oczodoły, wymaga pewnego wysiłku. obojętności można się nauczyć. chowasz tylko emocje do kieszeni. ale po co. właśnie, panowanie nad sobą to jest to, o czym ostatnio zapominam.

myślałam o farcie również. fizyka kwantowa istnieje, tak. w połączeniu z moim szóstym zmysłem daje niesamowite efekty.

dzisiaj jestem progiem. dźwięku i obrazu, melanżu i melancholii. maja i czerwca. września i października. progiem z krzyża celtyckiego. za progiem parkiet, zapraszam.


ewa ma rację. w końcu ktoś palnął mnie w łeb i powiedział, co jest grane.
kurwa.