8 sie 2009

When the moon is the only light we see

Zaczęlo się w Cambourne, spóźniony autobus. Potem dziwacy zaczepiający w Cambridge z Vaclavem na czele. Ludzie przerażeni swińską grypą na Stansted. Drzemka w autobusie do Nottingham. Najgorsza noc w moim życiu w Luton, z zimną podlogą, maksymalną klimatyzacją i komunikatami glosniejszymi od maszyn w Sawston. I samolot się pogniwal i nie chcial lecieć. W końcu pan mechanik naprawil. Potem bylo już tylko gorzej. Jedna z najbardziej krępujących sytuacji w moim życiu dala mi szkla kontaktowe. Kolejne spóźnione autobusy. Zapchany pociąg do Torunia. Spóźnienie moje na busa. Przeogromne korki w Lodzi. Wypadek przez samym wjazdem do Katowic i spóźnienie czterogodzinne. Snow Patrol na scenie, a ja stoję w kolejce do kibla i spiewam Chasing Cars.

I w końcu pech poszedl. Piękny dzień byl przecież. Slonce na niebie, lato, ludzie, centrum Europy. Niesamowitosć. Co za noc. Myslalam, że nie da sie tego opisac. Ja nie potrafię. Zresztą caly czas probuję sobie wszystko przypomniec. Luki w pamięci są podobno normalne po takiej dawce emocji.
W każdym razie ja opisać nie potrafię tego. Ale Gary ze Snow Patrol dal radę.

"I had to write about this. I simply had to. I hope I'm not speaking out of turn here as this is U2's site and hallowed ground for all of you but this story needs to be told. The shows so far on this tour have all been amazing and each night the crowd's reaction to U2 has been loud and joyous and passionate. Last night in Poland though was something else. Hard to explain. Let me try.

I have never in my life seen a crowd reaction like that of Katowice last night. Right from opener Breathe there was a daft magic in the air. Insanity everywhere you looked. People's faces clothed in the kind of joy I've only seen in gospel churches and then only on the TV so to see this religious fervour up close was overwhelming. The city outside the stadium could have been under heavy fire from alien spacecraft and I don't think anyone would have heard, saw, or indeed cared that much.


Then The Edge takes to the piano for New Year's Day (playing it guitar pick still between his fingers!) and the place is bathed in red and white instantly. Red cards held aloft by the people on the floor and white cards in the seats to make a giant Polish flag you could probably see from space. It took the breath clean out of me. By the end even Bono was speechless, for a few seconds anyway. The things he said next are lost to me verbatim but what I won't forget is the tears that came to me then. In floods. And when I turned to check if anyone had snared me for blubbing I realised that every single person around me also had tears in their eyes. We were sharing something that simply never happens at rock shows anywhere. A collective emotional and spiritual surrender of epic proportions. This was majesty and tenderness married and that is a rare thing indeed.

Last night was something I've never seen before and I can't quite fathom it. Not sure I ever will or even want to. It will sit alongside the greatest nights of my life and I thank U2 and Poland for that. Also thank you to the Polish U2 fans for giving us the best reaction to our own set we've had on this tour so far. All in all then a night of triumphs."

Gary Lightbody, aged 33, Bangor, Northern Ireland, Overwhelmed.


Tak. That was a night never ever to be forgotten. I chociaż tluklam się do Katowic przez calą Europę. Na te dwie godziny. Warto bylo. Kolejna chwila, którą pakuję do swojej walizki z napisem 'All That You Can't Leave Behind".

26 cze 2009

6 dni, dopiero. gdyńskie noce i gdańskie odwracają nieco uwagę od rzeczywistosci. zatapiam się gdzies tam po pólnocy w morzu naszym polskim. palę ogniska. i nic nie mówię, tak dla odmiany.
dziwnie jakos tu jest. wino w autobusie i to wszystko, nie w moim stylu. ja nawet nie lubię wina. fajnie, milo się spotkać czasami. ale pora wracac, żegnać i wylatywać na wyspy. tak.

a najbardziej wyboiste drogi są na Kaszubach. rano, w srody albo czwartki, po wyczerpujących nocach. i wtedy nawet arcade fire może doprowadzić cie do placzu, jak ta reklama.

jestem strasznie zmęczona. efekt ostatnich kilkudziesięciu godzin spędzonych to tu to tam, daleko od mojego łóżka. spać chcę. i pieprzę dziwnych. spać chcę, dobrej nocy.

15 cze 2009

przychodzi taki moment w życiu (zwykle tuż po ukończeniu studiów pierwszego stopnia, gdy uświadamiasz sobie, że masz 22 lata i zmarnowałeś swój potencjał), kiedy przyznajesz rację i godzisz się z tym, że nie można mieć wszystkiego.
tak sobie patrzę na innych. obserwuję. wyciągam wnioski. słucham. racja, wszystkiego mieć nie można. nawet ja nie mogę. zwłaszcza ja nie mogę.

myślę myślę myślę. był dzisiaj u mnie kominiarz. i grecy ugotowali mi obiad z oberżyny. siedzę i słucham naszionali i mam lato jak nikt.

zauważyłam, że zauważam farbowane włosy męskie (z damskimi nie daję sobie jeszcze rady). zauważam też inne rzeczy, obojętne wcześniej. jak ludzi w autobusach, jak kolory oczu tych ludzi szarych, jak numery rejestracyjne autostopów, jak włosy na rękach osób nieznanych. jak buty i rękawiczki. nawet czarne.

13 cze 2009

Moc Tymbarka

Mniej więcej rok temu kończyłam pierwszy rok nieszczęsnej politologii. Jak jednak wiadomo, pojawił się problem z zaliczeniem jednego przedmiotu. Krótko mówiąc - skończyło się dwóją w indeksie i trzaskaniem drzwiami. Wracałam sobie wtedy właśnie do mieszkania. Po drodze rozmyślałam. Że co to będzie teraz, że rzucam to w cholerę, że bez sensu, bo nie dam rady. I kupiłam Tymbarka. A kapsel powiedział: "Jakoś to dźwignę". I dźwignęłam i mam w indeksie ocenę bardzo dobrą.
Dzisiaj rano pomyślałam sobie, że pierdolę wszystko. Od studiów przez radio (zwłaszcza radio) po wszystko inne. Bo się nie nadaję do tego, nie dla mnie takie coś. Decyzja podjęta. W drodze do radia, gdzie miałam zamiar się pożegnać, kupiłam Tymbarka. Tym razem kapsel zadał pytanie retoryczne: "Jak nie Ty to kto?".

Niby nic. A jednak.

11 cze 2009

irytacja, jestem zirytowana czy poirytowana obrotem rzeczy. wszystko się dzieje, wszystko, ale za powoli i z pominięciem najistotniejszego.
był wczoraj taki moment, kite gdzieś na koniuchach, kiedy wydawało mi się, że zaczynam nowy rozdział. zostawiając wszystko gdzieś tam za sobą.



ale potem przeszło. spaliło się to i owo i wszystko wróciło do normy. i naprawdę się świetnie bawiłam, kwestia idealnego kamuflażu nastroju.

9 cze 2009

ma być miło

dzień numer sześć. dochodzę do siebie, powoli, przechodzę siebie.

bo jak ktoś mnie zapyta, co robiłam wczorajszej nocy, to powiem, że rozmawiałam o pogodzie w czechach. a potem przegrałam w piłkarze i nie uwierzyłam w basem pełen zwłok. a potem szłam przez jebaną mgłę 3 kilometry. reszta niech będzie milczeniem.
małpa nie przyjechała, dobrze. słabo jest ostatnio. ogólnie i ze mną też i z wszystkim.
bujają mi nerki w dodatku.

jak to dobrze, że wyjeżdżam. jednak dobrze.

7 cze 2009

potwornie brzydki ten czerwiec. w głowie czarno i niedobrze, zimno jest i pada i zimno i pada na to miejsce w środku e-u-ropy, a ja nieco głupieję. i gadam i gadam i myślę, że nikt o tym nie pamięta. wczoraj blisko było totalnej katastrofy. całe szczęście napatoczyły mi się na myśl miliony przeciekawych historii, których dzisiaj nie jestem w stanie sobie przypomnieć.

ej, gdzie się kończą żarty, a gdzie zaczyna poważna rozmowa? gdzie ta granica jest? oto jest pytanie.

a chodzenie na dziwki jest żałosne.