17 lut 2010

wracając na moją stronę

4 nad ranem i to ja znów nie śpię. fioletowo bez księżyca git hit na sto dwa i milion złotych w lotka na chybił trafił. uff. nawet nawet chowamy gówno za sobą. idę tym chodnikiem za obcym, obok ktoś gada, za mną idą, idę za nimi. gmatwanina jak dwa lata temu w krzakach na Rapaka. tłoczno we właściwym miejscu.


odejść raz dwa. och bo właśnie zapomnieliśmy o dziecinadach. wróćmy do dziecinad. na resztę przyjdzie czas. wydorośleliście mnie. a jeśli zwątpię, powrotów nie będzie. tyci czort przestawia składnię w slalomy. gubię krok bo wracam bo chcę i wątpię bo muszę bo nie ma nic pewnego, a wtedy i tylko wtedy powrotów nie będzie a co z tego - to ponieważ przecież powrotów nie ma i nie może być bo ja i kosmos nie chcemy. jednak raz po raz warto jest szaleć i się spalać bez żalu. chodźcie z powrotem, zaprowadzę was. późno w noc, tam wszędzie w dobre miejsca, pamiętam drogę.


oj tam dobrze, chcemy cudów, ale chcemy też spać. to znaczy oni chcą spać, to ja też się położę, bo potem krasnale powskakują i dla mnie miejsca zabraknie. oj więc zasypiam z tym słowem, co to ostatnio za mną się pałęta. a na imię mu Nietypowość.

14 lut 2010

tyle życia do przebrania

się stałam nikim staczając się idąc w tę stronę co wszyscy. kiedyś byłam inna i determinacja była inna. chyba nawet był cel stojący mocno ponad celami czy bezcelami obecnymi. pnę się w górę po drabinie kapitalistycznej myśląc o pracy i normalności. żeby mieszkać i dążyć dokądś. kiedyś używałam innych słów. zmieniło się wszystko i już nawet nie wiem, kim jestem i po co jestem. stałam się normalna.
nie ma już nic ważnego, nie ma zasad i wartości. nie ma muzyki. nie ma już rozmyślań. nie ma wizji. nie ma nawet niepokoju ani czegoś, co można nazwać żalem. nie ma opcji. jest tylko ta pokojowa koegzystencja i stany pseudodepresyjne. jest tło i jest bezcelowe mijanie czasu. a przecież nie o to chodziło. nie chodziło o plany. nie chodziło o nic.
kiedyś się rozmawiało. nie ma rozmów teraz. są pierdoły. dekadenckie monologi egocentryków. gadasz, a ja słucham, choć mnie nie obchodzi. nic mnie nie obchodzi. tylko bliżej nieokreślony cel egzystencji. jak w ostatnim filmie Jarmuscha, o którym napiszę za jakiś wolny czas, bo zrobił mi kuku.

brakuje szczerości też. kiedyś była. teraz znikła. nie tylko u mnie. dwudziestoparolatkowie nie wiedzą, co to jest szczerość. bo i po co. szczerość zaskakuje i trzeba na nią zareagować. szczerych znam raz dwa może trzy. więcej nie ma. trójka maksymalnie. i wszystkich spośród trójki poznałam przed ukończeniem lat osiemnastu.

środek nocy i skupienia, a tu jakieś telefony szalone, że czy jesteś i chodź, bo inaczej przyjdę do ciebie. co za ludzie. kultury i wyczucia brak. ale są mili, to trzeba przyznać. i nadrobić pewne rzeczy.

nie jest zimno mi. z góry pluć, gumę żuć i oszukiwać strażników miejskich. ach niepewny czas nastał. zły niepewny czas przemyśleń. bez płaczu, na sucho i szaro w ambient retro. Panie Maćku, niech Pan mi zaśpiewa.



dzięki. hej chodźmy zapłakać.

7 lut 2010

ain't no way, D.O.A.

motywacja zależy od determinacji. racja.
niesamowicie niektórzy odgadują, co może mnie ruszyć. co może sprawić, że ruszę dupę. bo jednak jest coś takiego.
moja próżność nie mieści się w rankingach. a przynajmniej nie zmieściłaby się, gdyby można było ją zmierzyć. więc prawym prostym wystarczy uderzyć w najczulszy punkt poharatanego ego i powiedzieć, że nie mam szans z osobą iks igrek zet lub el. płachta na byka podziałała. zabieram się do roboty.

rock'n'roll bejbe and I feel fine, nothing you can say is gonna change my mind


6 lut 2010

if I could I would

pierwsze dźwięki. myślę, że nie wierzę, że nie mogą tego zagrać, że pierwszy cholera raz na tej trasie, że cud, że wow.
i że bono spieprzy jak zawsze. zawsze spieprza to, czego dawno nie grali.

faktycznie, wydawało się, że spieprzył. nieco. początek. później okazało się, że to emocje czy coś tam. że płaczemy. że moje katharsis.
a bono znika, nie ma go, płynie hen daleko w przestrzeń. "he's out there, miles away, in some kind of outer space, making up his own words and melodies, and then there's flashes of THAT voice: the passionate, unself-conscious, unaware moment when he loses himself in the song".

to jest niesamowicie niesamowity utwór. dla mnie. wtedy i teraz i nawet przedtem. ostatnio więcej do mnie mówi. symbole i obrazy i te sprawy. bad niekoniecznie musi być o morfinie czy heroinie. niekoniecznie.

to tutaj nie oddaje tamtego nawet w pięciu procentach. to tutaj to jest składanka z kilku kamer. niesamowitość znajdą tylko ci, którzy tam byli i którzy potrafią odtwarzać emocje. bo oczywiście, są lepsze wersje, jak na przykład z live aid czy to idealne z usa z 1985. ale co z tego, one nie są moje.



If you twist and turn away
If you tear yourself in two again
If I could, yes I would
If I could, I would
Let it go
Surrender
Dislocate
If I could throw this
Lifeless lifeline to the wind
Leave this heart of clay
See you walk, walk away
Into the night
And through the rain
Into the half-light
And through the flame

If I could through myself
Set your spirit free
I'd lead your heart away
See you break, break away
Into the light
And to the day

To let it go and so fade away
To let it go
And so fade away
I'm wide awake
I'm wide awake
Wide awake
I'm not sleeping

If you should ask then maybe they'd
Tell you what I would say
True colors fly in blue and black
Blue silken sky and burning flag
Colors crash, collide in blood shot eyes

If I could, you know I would
If I could, I would
Let it go

This desparation
Dislocation
Separation
Condemnation
Revelation
In temptation
Isolation
Desolation

Let it go
And so fade away
To let it go
And so fade away
To let it go
And so fade away
I'm wide awake
I'm wide awake
Wide awake
I'm not sleeping

5 lut 2010

37 minut i będzie irlandzko. mój mózg robi mi kawały. przewiduje. prorokuje. śniło mi się dzisiaj milion powrotów. czekanie na naleśniki. linki podtrzymujące horyzont. i jazda na nich, na linkach, w cztery de. niesamowicie realne. i potem telefon. cześć,nie widzimy się dzisiaj, bo jestem w Walii. a potem budzę się i dzwoni prawdziwy telefon. cześć, nie widzimy się dzisiaj, bo mnie nie ma w trn. boję się siebie.

tak, się nie widzimy również z innych powodów. po pierwsze, bo jestem dzieciak, a po drugie, bo znów skradziono mi głos.

ech. mimo to organizm dobrze rozpoznaje nawoływanie zegara biologicznego i bezbłędnie wyczuwa piątek.

a maciek maleńczuk jest miłym menelem. lubię go. taki brudny niegroźny pan miś z ulicy.
wiesz, wracam do domu nocą z niewiemkąd. idę tam do drugiej kuchni po wodę, kładę się na kanapie i zasypiam pod kocem szarym przed plazmowym telewizorem z wszystkimi kanałami świata. zapomniałam o oknach. leżę tak i świtać zaraz będzie, bo jest lato, a latem słońce wschodzi wcześniej. jest winda. po lewej drzwi. i piętrowe łóżka dwa albo trzy. nie ma kota ani psa ani żółwia. w tym wieku nie ma się czasu na zoo. są też książki o fotografii i futbolistach amerykańskich. jakieś obrazy. miłe ładne miejsce z przeszłością i przyszłością.

jest taka pora dnia, którą trzeba uwielbiać. ta chwila, w której wiesz, że za moment wstanie słońce. twilight. wiem, świt. kiedy świta. i jest taka nieziemska cisza. wiesz, że zaraz wszystko się zacznie. ta cała bieganina. ale jeszcze nie teraz. teraz oddychasz. magia.
mniej więcej co dwadzieścia cztery godziny. co jeden obrót wokół osi.

o ten moment chodzi. do minuty pięćdziesiąt.



jestem na etapie otępienia. przywykam do marazmu. wiosno, zapukaj do drzwi jak ten oszukańczy kominiarz, który mimo wszystko znów przyniesie szczęście. chcę do tego momentu, kiedy wiem, że zaraz zacznie się dzień. chcę pod ten koc przed ten telewizor. tylko żeby żółw jeszcze był. wiesz przecież, żółwiem nie trzeba się zajmować.

27 sty 2010

new york part II

och wolności trudności. w wielkomiejskich dżunglach tudzież w ich polskich imitacjach można się pogubić. błądzisz w labiryntach moralności kiedy temperatura dochodzi do stu stopni a atmosfera zaczyna wrzeć. hałas. zgiełk. głosy. voices on a cell phone, voices from home, voices through the hard sell, voices down a stairwell. zapominasz, jak to jest, kiedy siedzi się w miejscu. znikają bariery, tracisz siebie i jednocześnie zyskujesz całą resztę. czujesz, jak londyn gryza się w twoje żyły i już nic nie możesz zrobić, pulsujesz w rytmie miasta. tracisz równowagę, ale to nic. to nic. jesteśmy, płyniemy, jedziemy.

ależ mi się chce do wielkiego miasta. wielkiego europejskiego nowego jorku.

Start spreading the news, I'm leaving today
I want to be a part of it - New York, New York
These vagabond shoes, are are longing to stray
Right through the very heart of it - New York, New York

I wanna wake up in a city that doesn't sleep
And find I'm king of the hill - top of the heap

These little town blues, are melting away
I'll make a brand new start of it - in old New York
If i can make it there, I'll make it anywhere
It's up to you - New York, New York

New York, New York
I want to wake up in a city that never sleeps
And find I'm a number one, top of the list
King of the hill, a number one

These little town blues, are melting away
And I'm gonna make a brand new start of it - in old New York
And if i can make it there, I'm gonna make it anywhere

It's up to you - New York New York





jeszcze do tego wrócę.
uu uuu
myślę myślę myślę myślę myślę

co mnie obchodzi midlife crisis kropka

WYJEBANE

oh yes