nosił czarną koszulę la la la, pytał wciąż o to samo. wyją syreny jakieś za oknem. ani chwili spokoju. słucham i nie wychodzę. odpoczywam już 36 godzin i nie wiem, co ze sobą zrobić. 'chciał powiedzieć słowo a powiedział wszystko', tak mi po głowie lata.
do granic możliwości między czterema kątami. nie, przekraczając granice i lądując po drugiej stronie lustra. tym się ostatnio trudnię. czynię zło i zmieniam adres zameldowania. znam wszystkich w tym mieście i nie twoja sprawa. i jeszcze chciałam oficjalnie napisać, że nie znoszę, jak ktoś po mnie depcze butami cięższymi niż moje. i też nie lubię pretekstów. albo rysia rynkowskiego nie lubię. wcale a wcale.
więcej stresu nie będzie. teraz trzeba tylko rozliczyć się z tych dwóch tysięcy polskich złotówek. jakże to dobre uczucie, ta godzina po. jednak warto było.
niemniej jednak bywam. mimo stresów udzielać się trzeba było, debila z siebie robić trzeba było, gadać głupoty trzeba było. nie wiem, jakże moja głowa to wytrzymała, ale fakty są takie, że od poniedziałku do czwartku spałam 12 godzin, a stężenie alkoholu we krwi utrzymywało się na stałym poziomie. żubr plus papierosy plus melisa, idealne połączenie. dodać do tego niedzielne wypadki i wyjdzie sto procent nieodpowiedzialności.
e tam. jest w sam raz. myślę że nie stało się nic.
jestem piosenką dzisiaj i wczoraj i jutro. strzelę sobie w łeb w tę piękną noc. już odbezpieczam następną butelkę.
8 maj 2010
24 kwi 2010
zalewa wszechobecny surrealistyczny czas. łączy się nieodzownie z maksymalną próbą sił. nerwy pokołatane, poharatany misio ze scyzorykiem w rączce.
bajzel odwiedził toronto. ale to było na końcu świata, więc może wszystko mi się śniło. wiesz są takie miejsca. są takie dni.
a te inne dni. po co to komu. kimże ja jestem, żeby opierdalał mnie szef wszystkich szefów. kimże ja jestem, żeby on chciał mnie odwiedzać. wiesz, czasami robisz rzeczy, bo wypada. więc zapraszasz, bo wiesz, że i tak cię oleją. a potem dzwonią do ciebie jakieś szaleńce z pretensjami.
nuta nocy wczorajszej. i wszystkich innych.
bajzel odwiedził toronto. ale to było na końcu świata, więc może wszystko mi się śniło. wiesz są takie miejsca. są takie dni.
a te inne dni. po co to komu. kimże ja jestem, żeby opierdalał mnie szef wszystkich szefów. kimże ja jestem, żeby on chciał mnie odwiedzać. wiesz, czasami robisz rzeczy, bo wypada. więc zapraszasz, bo wiesz, że i tak cię oleją. a potem dzwonią do ciebie jakieś szaleńce z pretensjami.
nuta nocy wczorajszej. i wszystkich innych.
22 kwi 2010
zaćmienie, czwartek
a jak już jest tak, że jeden plus jeden równa się pięć lub cztery lub trzy lub dwa, to dzwonię i macham rączką. nie o przeszłość, bo przeszłości nie ma. czasu nie ma. jest tylko coś w naszych głowach, które myśli, że tęskni. ale za czym?
może za tym, czego nigdy nie było, a co jednak minęło. lub nie minęło. lub trwa na pięćdziesiąt procent.
wydarzyło się dzisiaj nic. wielkie głupie nic. szkoda. bo dzisiaj czuję, że mam 30 lat i iskierkę dojrzałości. zabawnie to brzmi po tym, co działo się wczoraj. wczoraj miałam lat 15.
ale dzisiaj mogłabym porozmawiać i na pytania, które często niegdyś były zadawane, odpowiedziałabym twierdząco. och głupoto ma i dumo, jestem stuprocentową Rosjanką.
może za tym, czego nigdy nie było, a co jednak minęło. lub nie minęło. lub trwa na pięćdziesiąt procent.
wydarzyło się dzisiaj nic. wielkie głupie nic. szkoda. bo dzisiaj czuję, że mam 30 lat i iskierkę dojrzałości. zabawnie to brzmi po tym, co działo się wczoraj. wczoraj miałam lat 15.
ale dzisiaj mogłabym porozmawiać i na pytania, które często niegdyś były zadawane, odpowiedziałabym twierdząco. och głupoto ma i dumo, jestem stuprocentową Rosjanką.
17 kwi 2010
i mówią mi
że
że
ze
stop dzieciaki w dresach na przedzamczu stop plastik super wrzask krzyk z głębi stop z wnętrza stop kiedy głośniej już nie możesz stop nikt nie słyszy stop i raz i dwa idź na front stop krzyczeć błagać stop boyz maskarada wcale nie śmieszna stop
nowa wiosna, nowe szumy znad Wisły, nowe numery telefonów. brawo, poklaszcz sobie.
tu nie gra coś. coś się nie dograło do końca. coś nie styka.
complicated.
i mówią mi
że
że to jest wojna.
teraz ja.
że
ze
stop dzieciaki w dresach na przedzamczu stop plastik super wrzask krzyk z głębi stop z wnętrza stop kiedy głośniej już nie możesz stop nikt nie słyszy stop i raz i dwa idź na front stop krzyczeć błagać stop boyz maskarada wcale nie śmieszna stop
nowa wiosna, nowe szumy znad Wisły, nowe numery telefonów. brawo, poklaszcz sobie.
tu nie gra coś. coś się nie dograło do końca. coś nie styka.
complicated.
i mówią mi
że
że to jest wojna.
teraz ja.
15 kwi 2010
więc o co ci chodzi
stresstresstres. kłębkiem jestem. nie zdążymy. się wali, się sypie, się załamuje. zespół się opierdala, firmy rezygnują, dziekan rzuca kłody.
melisa. myśl o autobusie sunącym po latającym dywanie.
lepiej.
słowa pisane przez bono mają to do siebie, że możesz je znać kilkanaście lat na pamięć i myśleć, że czarne jest czarne, a białe jest białe - i nagle, podczas przesiadki na odrodzenia doznajesz olśnienia. przecież on śpiewa o czymś zupełnie innym.
skomplikowane historie nie są tak niesamowite i jedyne w swoim rodzaju, jakby się wydawało.
oh i kiedy to jest tak beznadziejnie beznadziejna sytuacja. nie poradzisz. nie da się. nothing to win. ale grasz, bo nie masz nic do stracenia. bezradność. to jest to słowo.
ej bo widzisz. jest super.
czarodziej czas wymiótł śmiecie. mimo kryzysu marcowego udało się posprzątać na błysk. odkurzanie, zmywanie, pranie. jest super. coś tam gdzieś tam. zaplątałam myśli w supły nie do rozwiązania. coś tam. ała. no co ty, to nie boli. masochizm oficjalnie zakończony. gdzieś tam. od dwóch miesięcy funkcjonuję na pełnych obrotach. w innych świecie. jest super. jest super.
więc o co ci chodzi.
little black hole.
melisa. myśl o autobusie sunącym po latającym dywanie.
lepiej.
słowa pisane przez bono mają to do siebie, że możesz je znać kilkanaście lat na pamięć i myśleć, że czarne jest czarne, a białe jest białe - i nagle, podczas przesiadki na odrodzenia doznajesz olśnienia. przecież on śpiewa o czymś zupełnie innym.
skomplikowane historie nie są tak niesamowite i jedyne w swoim rodzaju, jakby się wydawało.
oh i kiedy to jest tak beznadziejnie beznadziejna sytuacja. nie poradzisz. nie da się. nothing to win. ale grasz, bo nie masz nic do stracenia. bezradność. to jest to słowo.
ej bo widzisz. jest super.
czarodziej czas wymiótł śmiecie. mimo kryzysu marcowego udało się posprzątać na błysk. odkurzanie, zmywanie, pranie. jest super. coś tam gdzieś tam. zaplątałam myśli w supły nie do rozwiązania. coś tam. ała. no co ty, to nie boli. masochizm oficjalnie zakończony. gdzieś tam. od dwóch miesięcy funkcjonuję na pełnych obrotach. w innych świecie. jest super. jest super.
więc o co ci chodzi.
little black hole.
13 kwi 2010
zawsze genialny idealny muszę być i muszę chcieć.
jeden. tu nie chodzi o hipokryzję ani cokolwiek innego. chodzi o szacunek. kto tego nie potrafi zrozumieć, cóż, proszę go opluć. i co jest w kurwa śmiesznego, bo nie wiem.
dwa. niesamowicie mądrzy wszyscy się zrobili. ludzie nie mający pojęcia o polityce, marketingu i marketingu politycznym rozprawiają o tym, dlaczego jarek powinien bądź nie powinien startować. cimoszewicz, olejniczak czy arłukowicz. nieprzemyślane rzucanie słów na wiatr. nie mówię o panach z telewizji, gwoli ścisłości.
nie mam zamiaru pouczać. gdyby ludzie mogli się zmieniać, zmieniliby się. ale nie mogą. a ja jeszcze bardziej niż oni nie potrafię i nie chcę. więc nie. zastanawiające jest to, jak tworzy się nasze wyobrażenie o ludziach. skoro zmian nie ma, wychodzi na to, że z biegiem czasu po prostu lepiej się poznajemy. z najgorszych stron, tych najbardziej irytujących i nie dających się znieść. poznajemy infantylny sposób myślenia, wypranie z wszelkich wartości i najzwyczajniejszą zwyczajność, która zapakowana była w kolorowym pudełku z piękną kokardką. a w pudełeczku nie ma nic prócz frustracji, głupoty, zazdrości, zachłanności, wszechrozprzestrzeniającej się chęci niszczenia pozytywów. czy poznaję szybciej niż inni, możliwe. poznaję i wiem, że znajomość nie była warta papierosa.
świat się kończy. czuję to w kościach.
jeden. tu nie chodzi o hipokryzję ani cokolwiek innego. chodzi o szacunek. kto tego nie potrafi zrozumieć, cóż, proszę go opluć. i co jest w kurwa śmiesznego, bo nie wiem.
dwa. niesamowicie mądrzy wszyscy się zrobili. ludzie nie mający pojęcia o polityce, marketingu i marketingu politycznym rozprawiają o tym, dlaczego jarek powinien bądź nie powinien startować. cimoszewicz, olejniczak czy arłukowicz. nieprzemyślane rzucanie słów na wiatr. nie mówię o panach z telewizji, gwoli ścisłości.
nie mam zamiaru pouczać. gdyby ludzie mogli się zmieniać, zmieniliby się. ale nie mogą. a ja jeszcze bardziej niż oni nie potrafię i nie chcę. więc nie. zastanawiające jest to, jak tworzy się nasze wyobrażenie o ludziach. skoro zmian nie ma, wychodzi na to, że z biegiem czasu po prostu lepiej się poznajemy. z najgorszych stron, tych najbardziej irytujących i nie dających się znieść. poznajemy infantylny sposób myślenia, wypranie z wszelkich wartości i najzwyczajniejszą zwyczajność, która zapakowana była w kolorowym pudełku z piękną kokardką. a w pudełeczku nie ma nic prócz frustracji, głupoty, zazdrości, zachłanności, wszechrozprzestrzeniającej się chęci niszczenia pozytywów. czy poznaję szybciej niż inni, możliwe. poznaję i wiem, że znajomość nie była warta papierosa.
świat się kończy. czuję to w kościach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)