mam więc nową pracę. znów jest chujowa i nudna, z tym że tym razem dodatkowo pracuję z idiotami. łażę tam codziennie, myśląc w drodze do pracy: "co kurwa poszło nie tak?". potem uderza mnie poczucie, że trzeba było iść na politechnikę. ale cóż, chodzę sobie tam, zarabiam jakieś grosze i czekam na wiosnę. wiosną musi być lepiej.
ach jakże bym chciała być głupia, nic nie wiedzieć, egzystować tak bezmyślnie. o ileż łatwiej by było. o ileż prościej.
i brakuje mi alkoholu ewidentnie. brakuje bardzo.
18 mar 2013
24 lut 2013
Zugzwang
Paszczak obudził się powoli i gdy tylko stwierdził, że jest sobą, zapragnął być kimś innym, kimś kogo nie znał. Czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż wtedy, kiedy kładł się spać, a tu tymczasem nastał już nowy dzień, który będzie trwał do wieczora, a potem przyjdzie następny, i jeszcze następny, i ten znów będzie taki sam, jak wszystkie dni w życiu Paszczaka. Schował się więc pod kołdrę i zagrzebał nos w poduszkę, potem przesunął się brzuchem na brzeg łóżka, gdzie było chłodne prześcieradło, a potem rozłożył się na całym łóżku, wyciągając ręce i nogi i wciąż czekał na przyjemny sen, który nie nadchodził. Wreszcie zwinął się w kłębek i zrobił się malutki, ale i to nie pomogło. Starał się być Paszczakiem, którego wszyscy lubią, i starał się być Paszczakiem, którego nikt nie lubi. Lecz co z tego, kiedy i tak ciągle był tylko Paszczakiem, który wszystko robi, jak może najlepiej, ale nic mu naprawdę dobrze nie wychodzi.
16 lut 2013
26 sty 2013
być jak Dolly Parton
Siedzę, leżę, śpię, czytam. Zaczęłam nawet oglądać filmy z Kevinem Costnerem. Z mamą czasami słuchamy płyt Wioletty Villas. Jest nadzieja na to, że jakoś przeżyję tę zimę.
Natchnienia jednak nie mam. Powinnam mieć biurko jakieś przy oknie, co by przez szybę świat biały podziwiać i patrząc na niego pisać bestseller. W środę na chwilę to natchnienie się pojawiło, na kilkanaście minut. Ale nie takie do zlepiania słów w zdania, tylko takie do zlepiania dźwięków w piosenkę. Zaczęłam więc szukać mojej starej gitary. I cóż się okazało. Tak jak braciszek kiedyś sprzedał mój komputer i rower podczas nieobecności mej, tak mamusia oddała gitarę jakiemuś dziecku. I nie będzie hitu, bo na jednym bębnie tego nie zagram. Zresztą natchnienie już sobie poszło w pizdu.
Obecnie jestem w fazie nienawiści i wściekłości na wszystko, co się w Toruniu znajduje. Wczoraj odebrałam telefon od kogoś stamtąd, gdyż dostałam wiadomość na facebooku, że to bardzo ważne. Okazało się, iż koleżanka ma dylemat, czy się na randkę umówić z barmanem, czy może jednak nie. Rozmowa się przeciągnęła do późnych godzin wieczornych. Ploty zostały mi sprzedane. Poczułam chwilową tęsknotę, a potem powróciłam do nienawiści. Tylko te cholerne poranki. Poranków nie znoszę najbardziej ze wszystkiego.
Natchnienia jednak nie mam. Powinnam mieć biurko jakieś przy oknie, co by przez szybę świat biały podziwiać i patrząc na niego pisać bestseller. W środę na chwilę to natchnienie się pojawiło, na kilkanaście minut. Ale nie takie do zlepiania słów w zdania, tylko takie do zlepiania dźwięków w piosenkę. Zaczęłam więc szukać mojej starej gitary. I cóż się okazało. Tak jak braciszek kiedyś sprzedał mój komputer i rower podczas nieobecności mej, tak mamusia oddała gitarę jakiemuś dziecku. I nie będzie hitu, bo na jednym bębnie tego nie zagram. Zresztą natchnienie już sobie poszło w pizdu.
Obecnie jestem w fazie nienawiści i wściekłości na wszystko, co się w Toruniu znajduje. Wczoraj odebrałam telefon od kogoś stamtąd, gdyż dostałam wiadomość na facebooku, że to bardzo ważne. Okazało się, iż koleżanka ma dylemat, czy się na randkę umówić z barmanem, czy może jednak nie. Rozmowa się przeciągnęła do późnych godzin wieczornych. Ploty zostały mi sprzedane. Poczułam chwilową tęsknotę, a potem powróciłam do nienawiści. Tylko te cholerne poranki. Poranków nie znoszę najbardziej ze wszystkiego.
13 sty 2013
just like that
Stało się. W jednej chwili podjęłam decyzję, w ciągu kilku dni załatwiłam wszystkie niedokończone sprawy i tak oto opuściłam Toruń. W afekcie, pod wpływem emocji i ogromnego chaosu. Dopiero przyzwyczajam się do tej myśli. Analizuję różne opcje, pomysły, prace, miejsca, możliwości. Nie wiem za bardzo, od czego zacząć to nowe życie.
Muszę trochę odczekać, ułożyć sobie wszystko w głowie. Właściwie to nie wiem za bardzo, co się stało. Zastanawiam się poważnie, czy przypadkiem mi nie odbiło do reszty. To, co zrobiłam, jest nieracjonalne, nieodpowiedzialne i nieodwracalne. Niepoważne dla normalnego człowieka. Niewykonalne wręcz.
Tego dnia Toruń płakał. I jeszcze mgłą się zajął cały, udając, że nie widzi, że wyjeżdżam. Nie było mi jakoś smutno nawet. Ale teraz - sama nie wiem. Czuję się dziwnie, nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie potrafię się rozpakować. I siedzę z tymi gratami porozrzucanymi po całym pokoju. Bo wiem, że tym razem to na zawsze. Już nigdy tam nie wrócę. Nigdy.
Ale coś takiego siedzi jeszcze we mnie. Nie umiem sobie z tym poradzić. Boję się, że nie dam rady tego wyrzucić z siebie i zakopać głęboko pod ziemią. Ech. Smętnie dzisiaj. Nic na to nie poradzę. Wywróciłam swoje życie do góry nogami i muszę zdecydować, co dalej. To bardzo dziwne chwile są dla mnie. Siedem prawie lat życia zamknęłam za sobą. Miasto, które mnie prawie pożarło, ostatecznie zdradziłam. Ludzie, bez których nie wyobrażam sobie (a przynajmniej do tej pory nie wyobrażałam) funkcjonowania, już nigdy nie wrócą. Więc teraz znów jestem sama i ruszam ku przygodzie. Robi mi się niedobrze na samą myśl.
Szkoda tylko, że wszystko to skończyło się w ten sposób. Miało być przecież tak pięknie. Na refleksje przyjdzie jeszcze pora.
Nie wiem, co myśleć, a co dopiero, co pisać. Idę spać. Może dzisiaj mi się uda. Zasnąć.
Muszę trochę odczekać, ułożyć sobie wszystko w głowie. Właściwie to nie wiem za bardzo, co się stało. Zastanawiam się poważnie, czy przypadkiem mi nie odbiło do reszty. To, co zrobiłam, jest nieracjonalne, nieodpowiedzialne i nieodwracalne. Niepoważne dla normalnego człowieka. Niewykonalne wręcz.
Tego dnia Toruń płakał. I jeszcze mgłą się zajął cały, udając, że nie widzi, że wyjeżdżam. Nie było mi jakoś smutno nawet. Ale teraz - sama nie wiem. Czuję się dziwnie, nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie potrafię się rozpakować. I siedzę z tymi gratami porozrzucanymi po całym pokoju. Bo wiem, że tym razem to na zawsze. Już nigdy tam nie wrócę. Nigdy.
Ale coś takiego siedzi jeszcze we mnie. Nie umiem sobie z tym poradzić. Boję się, że nie dam rady tego wyrzucić z siebie i zakopać głęboko pod ziemią. Ech. Smętnie dzisiaj. Nic na to nie poradzę. Wywróciłam swoje życie do góry nogami i muszę zdecydować, co dalej. To bardzo dziwne chwile są dla mnie. Siedem prawie lat życia zamknęłam za sobą. Miasto, które mnie prawie pożarło, ostatecznie zdradziłam. Ludzie, bez których nie wyobrażam sobie (a przynajmniej do tej pory nie wyobrażałam) funkcjonowania, już nigdy nie wrócą. Więc teraz znów jestem sama i ruszam ku przygodzie. Robi mi się niedobrze na samą myśl.
Szkoda tylko, że wszystko to skończyło się w ten sposób. Miało być przecież tak pięknie. Na refleksje przyjdzie jeszcze pora.
Nie wiem, co myśleć, a co dopiero, co pisać. Idę spać. Może dzisiaj mi się uda. Zasnąć.
2 sty 2013
wrong kind of place
Chlip chlup rozmyślam o przyszłości, gdyż nad przeszłością i rozlanym mlekiem nie ma co myśleć czy płakać. Przegrać tak z kretesem, tego się nie spodziewałam. Cóż, nie ja jedna. Choć nie ukrywam - ciężkie dla mnie chwile nastały, pełne snu w środku dnia i nieprzespanych nocy. Głowa mi pęka z migreny, kości łamią wszystkie nie wiem z czego, pałętają się myśli po mnie wszędzie i nie jestem w stanie wykazać się nawet krztyną kreatywności. Nawet nowy szef pierwszego dnia pracy powiedział, że słabo wyglądam i odesłał mnie do łóżka. Chyba więc jest ze mną naprawdę źle. Jeść mi się nie chce, palić mi się nie chce, pić mi się nie chce. Jest smutno i pusto i zimno w tym roku. Jakże bym chciała go przespać i udawać, że mnie nie ma. Wygląda na to, że spędzam w Toruniu ostatnie chwile. Chcę do domu. W tym mieście już niczego dla mnie nie ma. Do widzenia.
29 lis 2012
zbyt nisko, by spadać
jakże nie odpukałam w niemalowane drzewo ostatnich zdań! jak się działo dobrze i nudno przez ostatnie tygodnie, tak dzisiaj oto wszystko poszło się doszczętnie jebać.
więc oto zaszło słońce i pojawił się przede mną tak zwany szef. szef mimo wieku dojrzałego często zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak, co w sumie jest zrozumiałe, gdyż jest mężczyzną. ja do najlepszych pracowników nie należę. wynika to z wielu rzeczy, między innymi z tego, jak mnie kiedyś potraktowano w owej pracy, wypłacając dużo za mało pieniędzy - ponieważ tabela prowizyjna nie przewidywała prowizji powyżej kilkudziesięciu tysięcy. niby nic, ale nadal wspominam to ciepło. więc szef się pojawił i niedbale rzucił jakieś zaczepialskie pytanie w stylu: "pada?". krótka rozmowa, trochę krzyków, trochę milczenia i tak oto od jutra szukam nowej pracy. w zasadzie od poniedziałku. w zasadzie tak naprawdę to muszę tam jeszcze chodzić do 10-ego, bo jestem pewna, że inaczej wypłaty na oczy nie zobaczę.
scena ta wkurwiła mnie niesamowicie, więc pojawiła się ochota na piwo. fajnie wszystko umówione, idziemy do miasta. wtem zostałam wystawiona. wkurwiłam się jeszcze bardziej i stałam się niemiła. koniec dobroci, pomyślałam. koniec wszystkiego. tak się jakoś zebrało. przypomniało mi się, że przecież mnie się nie olewa. a zapomniałam o tym przez ostatnie kilka miesięcy.
obie te sytuacje podświadomie zaczęły w mojej głowie kreować obraz Kaszub. pomyślałam, że chcę do mamy. nie na weekend. chcę zostawić Toruń i wrócić do domu.
a teraz słucham już tylko domowych melodii i płaczę. ze szczęścia.
więc oto zaszło słońce i pojawił się przede mną tak zwany szef. szef mimo wieku dojrzałego często zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak, co w sumie jest zrozumiałe, gdyż jest mężczyzną. ja do najlepszych pracowników nie należę. wynika to z wielu rzeczy, między innymi z tego, jak mnie kiedyś potraktowano w owej pracy, wypłacając dużo za mało pieniędzy - ponieważ tabela prowizyjna nie przewidywała prowizji powyżej kilkudziesięciu tysięcy. niby nic, ale nadal wspominam to ciepło. więc szef się pojawił i niedbale rzucił jakieś zaczepialskie pytanie w stylu: "pada?". krótka rozmowa, trochę krzyków, trochę milczenia i tak oto od jutra szukam nowej pracy. w zasadzie od poniedziałku. w zasadzie tak naprawdę to muszę tam jeszcze chodzić do 10-ego, bo jestem pewna, że inaczej wypłaty na oczy nie zobaczę.
scena ta wkurwiła mnie niesamowicie, więc pojawiła się ochota na piwo. fajnie wszystko umówione, idziemy do miasta. wtem zostałam wystawiona. wkurwiłam się jeszcze bardziej i stałam się niemiła. koniec dobroci, pomyślałam. koniec wszystkiego. tak się jakoś zebrało. przypomniało mi się, że przecież mnie się nie olewa. a zapomniałam o tym przez ostatnie kilka miesięcy.
obie te sytuacje podświadomie zaczęły w mojej głowie kreować obraz Kaszub. pomyślałam, że chcę do mamy. nie na weekend. chcę zostawić Toruń i wrócić do domu.
a teraz słucham już tylko domowych melodii i płaczę. ze szczęścia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)