12 paź 2008

Just a little unwell

Coś jakoś nie gra. Coś nie tak jak powinno byc jest. Znowu popieprzyło mi się wszystko. W głowie.
Ej co. Ej po co. Ej no weź. Ej jedziemy. Ej na co to. Ej no przestań. Ej co ty robisz. Ej nie trzeba. Ej no po co. Ej weź nie. No ej.
Zagubienie na Dworcu Centralnym miasta pierwszego lepszego większego niż to. Wszystko byle nie musiec. Byle nie gadac niepotrzebnego. Byle nikt nie zapytał o drogę.
Ulatuje ze mnie energia. Spadam z wysoka.
I pieprzę trzy po trzy, i na niczym się nie znam, i nie mogę się wyspac. I chcę do domu.
Za dużo tego wszystkiego. Powszechnie znana prawda mówi, że wszystkiego miec nie można. A ja dalej swoje.
Prawda, pora przemyślec to i owo, podjąc decyzję jakąkolwiek. Czas najwyższy. Na pomysł jakiś. Na coś. Cokolwiek.
I czym jestem taka zmęczona?
W użalaniu się nad sobą jestem dobra. Masakra. Pora na jutro.

Wild, you grow wild.
Ech, ogranij się.