20 lis 2009

Chyba mi przeszły całe te głupoty i zagrania poniżej pasa i łażenie po nocach i studia i chyba nawet hokej przeszedł. Chociaż nie wiem, może nie poszłam dzisiaj tylko dlatego, że oddałam kurtkę do pralni, a mecz był na wyjeździe?

Posklejałam opowieść w całość, zapakowałam do kartonika i zaadresowałam na pierwszy lepszy adres. Dzisiaj tak sobie przemyślałam sprawy te i owe. Koniec. Zaczynamy od innej strony, w innym celu. I w innym stylu. To wszystko wina tego miasta, które wyzwala w tobie najgorsze instynkty i tę potrzebę posiadania tego, czego nie powinieneś mieć.

Wiesz, jakie to dziwne i miłe, jak uśmiechnie się do ciebie ktoś, kto się nigdy do nikogo nie uśmiecha? Aż się wzruszyłam. A to mi się rzadko przecież zdarza. I potem jakieś dziecko małe takie w wózku powiedziało do mnie: „mama”. A ja pomyślałam: „O kurwa!”.

I karuzela gna. I raz i dwa i trzy, czujność śpi, trochę mdli, i wcale nie jest zimno mi.



And that’s the point. Jest piątek, jest syf w mieszkaniu. Totalny chaos i burdel jak nigdy. Otoczenie tym razem nie oddaje mojego nastroju jednak. Bo wszystko jest w najlepszym porządku, w końcu poukładałam sobie coś tam w głowie. Otrzeźwiałam i wiem, czego nie potrzebuję. Tak. Tymi dniami jest względny spokój. Amen.

16 lis 2009

Funky Stonky z Łonky

gdzież jest moja moralność. znalazł kto? szukam i nie widzę. myślę, że pora pójść do kościoła przez duże ka. lub też do klasztoru. również przez duże ka. żeby mnie tam tak zamknęli, co bym się nauczyła pokory czy czegoś takiego. o moralności, wróć. o poczuciu przyzwoitości, wróć. o pamięci okropna, wróć.
jak to głupie. kiedy wiesz, że robisz coś złego, a w ogóle cię to nie obchodzi. nie czujesz zła. średnio przejmujesz się, co myślą ludzie o ekscesach. byle wyjść na swoje. siebie nie pojmuję, nie ogarniam. kiedy mi się tak w głowie poprzewracało, nie pamiętam. niechże już będzie grudzień. wiem, co by mi na te pożałowania godne zachowania pomogło.
dzisiaj terapii dzień pierwszy. w końcu ktoś mi powie, co zrobić ze swoim życiem.




wszyscy pytają, jaki jest Berlin. Berlin jest smutny. Przygnębiający. Powinnam tam zamieszkać. Za karę.






I jeszcze kilka spostrzeżeń ostatnich dni:

1. Boże! Ja NIE MYŚLĘ!! Zero odpowiedzialności, zero przejmowania się konsekwencjami czegokolwiek.
2. Mam zmarszczki. Jeszcze nie takie, jak moja współlokatorka, ale jednak. Podobno od śmiania się. Jakbym też miała powody do śmiechu.
3. ŁąkiŁan zdobędzie nie tylko polskie (ba! światowe!) łąki, ale też pola, lasy i autostrady. Za sto lat będę opowiadać robalom w moim grobie, jak to razem z Bonkiem ograliśmy Paprodziada w piłkarzyki.



4. Alkohol i inne używki usuwamy z życia (wyłączając okazje specjalne).
5. Jestem jednak trochę fajna.
6. Rozmyślałam nad organami ludzkimi nieco. Takie serce na przykład. Tak przeceniane i wplecione we wszystkie kultury jako coś super świetnego. O ja, moje serce, o ja, mam złamane serce, o ja, on jest bez serca, o ja, serduszko puka w rytmie cza-cza. Moje drogie dzieci, serce jest mięśniem. Kawałkiem mięcha, mniam mniam.
7. Wyjazd do Berlina mimo wszystko był dobry.
8. Muszę zmienić kolor soczewek. Zbyt niebieskie te moje oczy jakieś.