26 sty 2013

być jak Dolly Parton

Siedzę, leżę, śpię, czytam. Zaczęłam nawet oglądać filmy z Kevinem Costnerem. Z mamą czasami słuchamy płyt Wioletty Villas. Jest nadzieja na to, że jakoś przeżyję tę zimę.

Natchnienia jednak nie mam. Powinnam mieć biurko jakieś przy oknie, co by przez szybę świat biały podziwiać i patrząc na niego pisać bestseller. W środę na chwilę to natchnienie się pojawiło, na kilkanaście minut. Ale nie takie do zlepiania słów w zdania, tylko takie do zlepiania dźwięków w piosenkę. Zaczęłam więc szukać mojej starej gitary. I cóż się okazało. Tak jak braciszek kiedyś sprzedał mój komputer i rower podczas nieobecności mej, tak mamusia oddała gitarę jakiemuś dziecku. I nie będzie hitu, bo na jednym bębnie tego nie zagram. Zresztą natchnienie już sobie poszło w pizdu.


Obecnie jestem w fazie nienawiści i wściekłości na wszystko, co się w Toruniu znajduje. Wczoraj odebrałam telefon od kogoś stamtąd, gdyż dostałam wiadomość na facebooku, że to bardzo ważne. Okazało się, iż koleżanka ma dylemat, czy się na randkę umówić z barmanem, czy może jednak nie. Rozmowa się przeciągnęła do późnych godzin wieczornych. Ploty zostały mi sprzedane. Poczułam chwilową tęsknotę, a potem powróciłam do nienawiści. Tylko te cholerne poranki. Poranków nie znoszę najbardziej ze wszystkiego.