3 paź 2009

Back

Sama w to nie wierzę, ale wróciłam. Nie wierzę, ale nic się nie zmieniło.


Jeszcze kilka dni temu błądziłam po Londynie. Po Hull. Po moim Cambridge. W Kambridżu to się żyje wolniej. A czas płynie o tyle szybciej. Ci wszyscy piękni szczęśliwi ludzie, wegetujący w tak osobliwy sposób.
I do końca życia zapamiętam Walk On w Cardiff, i do końca życia zapamiętam minę mojego zmęczonego Kevina, który jest hetero. I London, który uwielbiam. I ludzie. Ludzie.

Cóż, było, minęło, do zobaczenia za dziewięć miesięcy.

Bo teraz jestem tu, ludzi tłum i znowu myśli dziwne. Spotkałam się wczoraj z potworem. Znęcającym się, ironizującym, wszechwiedzącym. Ja naprawdę nie mogę być normalna. Kurwa. Po co po co, głupku mały. Koniec Świata, racja. Wracam w to samo miejsce, do tych samych ludzi, z tymi samymi problemami we łbie i wszędzie.

Właściwie to miło spotkać się po trzech miesiącach. Właściwie.

Wiesz co, w te wakacje dotarło do mnie jedno – caelo mutato animus non mutatur.


Jo tam, idę się szukać na youtubie.

Hello, Devil. Welcome to Hell.

Piątek. Cześć Nat, jestem w metrze. Pomyliłam linie i jadę gdzieś w stronę Wembley. To nie jest śmieszne, jest już prawie północ. O. Cześć Wam. Cześć Nat, cześć Angusie Irlandczyku, cześć Dave, Szkocie. No, fajny ten Wasz squat. Ja nie chcę spać na hamaku, nie lubię upadków z wysoka. Położę się tu przy oknie. Wcale nie przeszkadzają mi te rozklekotane czerwone autobusy wpadające w poluzowaną studzienkę kanalizacyjną. Podoba mi się Wasz kominek i książki. Zawsze chciałam tak żyć. Tylko nigdy nie starczyło mi odwagi.

Sobota. Witaj wielka kolejko do Lloydsa. Witaj Millenium Bridge, Oxford Street i reszto. Wcale się nie zgubiłam. Po prostu chciałam pojechać do Vouxhall, naprawdę. Spóźnię się. Londyn jest gorący. Aż się rozlewa. Rozpływa w oczach. Tak, tak, zaraz będziemy w teatrze, tylko przejdziemy Waterloo dookoła. A tak, żeby się spóźnić, dla zasady. Tylko nie patrz na moje stopy, Kevinie, bo możesz zemdleć od widoku krwi na piętach i w okolicach. Jezu, te barierki zaraz odpadną. Dobrze ci idzie, Kevinie. Wiem, raz ci się zapomniało tekstu, no i co, też mi coś. RAZ. To jak to było z tym stworzeniem świata, co? Ja wierzę w Darwina, żadna tajemnica. Ale też biorę ze sobą dwie księgi, wiesz, które.
Nie chciałam iść tam do tyłu, wiesz. Bo te stopy mnie dobijały. I stres, że wiesz. Bo chodzi o to, żeby mieć marzenia, a nie o to, żeby je spełniać. Bo potem już nic mi nie zostanie. Bo wiesz. Ale te dwie mnie popchnęły. Więc mówię cześć, Kevinie, co słychać. Też bym była zmęczona, gdybym była Tobą. Ale Kevinie, wyobraź sobie, że jesteś mną i pracujesz w Sawston. Miło było Pana poznać, Panie Spacey. Do zobaczenia.

Niedziela. Żegnajcie. Wskakuję do metra i przepuszczam majątek w Camden Town. Skrajne wyczerpanie. Nie rozróżniam języków, zasypiam pod pałacem Królowej. Spać. Piękne zmęczenie.

Ach, Londyn.


---------------------------------------------------------

Jedna z kilku wycieczek do Londynu. Ale Kevin rozbił wszystko inne na drobne atomiki. Stanie na scenie z U2 też było niesamowitością. Praca w One też. Dziiiiwne to lato było. Dziiiiwne jakies.