19 sie 2011

best things come from nowhere

1. Autobus do Gdańska. Godzina 5.12. Dziad za mną prawdopodobnie dopiero co wyszedł z hurtowni spirytusu. Zdecydowanie ma gruźlicę. Spluwa to świństwo na moje dopiero co umyte włosy.

2. Dworzec PKP. Godzina 6.15. Pani w kasie informuje, że bilet, który miał kosztować 30 zł, kosztuje 50 zł, bo to niby ten sam pociąg, ale różni przewoźnicy. A w portfelu kasy dodatkowej brak.

3. Okopowa. Godzina 7.30. Po godzinie łapania stopa zatrzymuje się samochód, który zabiera mnie do Pruszcza. O dziwo, bezproblemowo.

4. Pruszcz Gdański. Godzina 8.00. Piękne auto mnie wiezie, ale tylko do Tczewa. W Pszczółkach gigantyczny korek spowodowany wypadkiem na dwóch pasach. Cała trasa zostaje zamknięta. Kierowca wpada na szalony pomysł. Jedziemy w stronę Kościerzyny. Nie mam pojęcia, gdzie jestem. Polne drogi. Lasy. W końcu wysadził mnie w Starogardzie, przed bramkami na autostradę. Myślę - okej.

5. Wjazd na autostradę. Godzina 9.00. Robię krok. Zaczyna padać. Nie, zaraz, lać. Leje jak z cebra. Olewają mnie wszyscy, totalnie. Przekroczyłam magiczny znak 'autostrada'. Przerażona w trzy dupy. Pioruny zaczęły się sypać z nieba jak oszalałe. Wokół tylko słupy elektryczne i ja. Nie pozostało mi nic innego, jak się rozpłakać. Długo tak nie postałam, bo burza wymusiła ucieczkę pod same bramki. I tu, nagle, uśmiecha się do mnie twarz. Chłopak młody, z plecakiem, w bereciku. Na oko bezdomny. Jakże się ucieszyłam. Siedział pod automatem z biletami. Zostaliśmy kolegami.

6. Autostrada, Godzina 9.30. Jakiś dostawca zgodził się nas podwieźć do Grudziądza. Mój wybawca jechał jednak na Poznań, więc wysiadł na stacji. Ja pojechałam dalej.

7. Grudziądz. Godzina 10.30. Stoję na wylotówce. Znów zaczyna padać i błyskać. Coś widocznie nie chce, żebym dojechała do celu. Jestem jednak zdecydowana i zdesperowana. Stoję na deszczu mokra od stóp po głowę. Zatrzymują się dwie kobiety. Zabiorą mnie kawałek. Po drodze zatrzymujemy się w jakiejś wiosce. Jedna z dziewczyn wychodzi. Wraca po pięciu minutach szczęśliwa. Dostała pracę.

8. Stolno. Godzina 11.00. Przywozi mnie tutaj pan wożący ogórki. Mówi, że powinnam pracować z mamą w urzędzie.

9. Stolno. Godzina 11.15. Przekładam godzinę rozmowy kwalifikacyjnej. Stoję na przystanku. Niby jest zadaszony, ale dach jest dziurawy jak sitko. Macham spod tego czegoś. Wiem, że nie ma mnie widać. Ale nadzieja jest. Zatrzymuje się tir.

10. Łysomice. Godzina 12.00. Kierowca tira okazał się być doktorem historii sztuki. Opowiada piękne historie o Egipcie. W Łysomicach postanowiłam zaczekać na autobus.

11. Łysomice. Godzina 12.20. Autobus ma 20 minut opóźnienia. Jadę na stopa. Zatrzymuje się dwóch chłopaczków. Muzycy.

12. Toruń. 12.40. Docieram do centrum. Jestem wykończona. I mokra jak szmata. W końcu wychodzi słońce.



I pomyśleć, że tyle może się stać przez 13-stą.