8 maj 2010

dzisiaj wczoraj nie pamiętam

nosił czarną koszulę la la la, pytał wciąż o to samo. wyją syreny jakieś za oknem. ani chwili spokoju. słucham i nie wychodzę. odpoczywam już 36 godzin i nie wiem, co ze sobą zrobić. 'chciał powiedzieć słowo a powiedział wszystko', tak mi po głowie lata.

do granic możliwości między czterema kątami. nie, przekraczając granice i lądując po drugiej stronie lustra. tym się ostatnio trudnię. czynię zło i zmieniam adres zameldowania. znam wszystkich w tym mieście i nie twoja sprawa. i jeszcze chciałam oficjalnie napisać, że nie znoszę, jak ktoś po mnie depcze butami cięższymi niż moje. i też nie lubię pretekstów. albo rysia rynkowskiego nie lubię. wcale a wcale.

więcej stresu nie będzie. teraz trzeba tylko rozliczyć się z tych dwóch tysięcy polskich złotówek. jakże to dobre uczucie, ta godzina po. jednak warto było.

niemniej jednak bywam. mimo stresów udzielać się trzeba było, debila z siebie robić trzeba było, gadać głupoty trzeba było. nie wiem, jakże moja głowa to wytrzymała, ale fakty są takie, że od poniedziałku do czwartku spałam 12 godzin, a stężenie alkoholu we krwi utrzymywało się na stałym poziomie. żubr plus papierosy plus melisa, idealne połączenie. dodać do tego niedzielne wypadki i wyjdzie sto procent nieodpowiedzialności.

e tam. jest w sam raz. myślę że nie stało się nic.




jestem piosenką dzisiaj i wczoraj i jutro. strzelę sobie w łeb w tę piękną noc. już odbezpieczam następną butelkę.