23 paź 2010

dzięki

twarz przy barze może uratować to i owo, ale niesmak pozostaje. generalnie. wczoraj miała miejsce prawdopodobnie jedna z najpiękniejszych nocy tego roku. spotkałam trzy osoby, które zmieniły mój tok myślenia. pierwszą jest Kasia. dziecko przestraszone niemiłosiernie, potrzebujące heroiny i dobrego przewodnika po mieście. drugą osobą jest Darek. kilka razy starszy od Kasi. niezawodny psycholog, przemądry facet, żonaty. udzielił mi rady niezawodnej. podziałało. i jednak nie strzelę sobie w łeb. nie dzisiaj. trzecią osobą jest trzecia osoba, na której powrót z chujwiekąd czekałam trochę bardziej niż myślałam. mocny zawodnik, bezkompromisowy cham, starszy brat. jedna z niewielu osób na tym padole, która potrafi mi przemówić do rozumu i powiedzieć 'spierdalaj'. wszyscy oni, jak te duchy z 'opowieści wigilijnej', pojawili się wczoraj nieproszeni. wleźli butami w moje wnętrzności i krzyknęli jednym głosem, że jest dla mnie jeszcze szansa. dobra, ten trzeci powiedział tradycyjne 'spierdalaj młoda do domu', ale to prawie to samo przecież.
tak, oficjalnie odratowana. odtwarzam po raz setny 'new year's day' i marzę o kawie czarnej jak smoła.

a teraz koniec pieprzenia, idę złamać komuś nogę.

21 paź 2010

"niebieskie oko ze szkła z muzyką w tle"

toruń rozhulał się na dobre. jeszcze tylko dziewięć miesięcy. osiem i troszkę. i żegnajcie żenujące studia. i żegnaj okropny klimacie pseudomiasta. ostatnie kilka miesięcy najbardziej zmarnowanych lat mojego życia. łuhu! coraz bliżej bezrobocia i rzeczy ostatecznych! jazda na maksa! czego można chcieć więcej?
zmieniłam współlokatora. mieszkam teraz z Markiem Kondratem. fajny jest. śnił mi się też Manchester.

miasto swoją drogą biegnie. żadnych zmian. jasne, zmieniło się tło, żadna nowość. nowa generacja. szaleńcy umierają. przychodzą młodsi, którzy jeszcze nie wiedzą, że że za kilka lat będą przeklinać ten dzień, w którym odebrali indeksy. kurwa, seminarium, muszę biec.

i wracam do książek. Ginsberg pełną parą. 'I saw the best minds of my generation destroyed by madness, starving hysterical naked,
dragging themselves through the negro streets at dawn looking for an angry fix
angelheaded hipsters burning for the ancient heavenly connection to the starry dynamo in the machinery of the night'. nie ma ładnych tłumaczeń. gdyby nie te zabierające mi czas studia zajęłabym się tym sama.

II

Jaki sfinks z cementu i aluminium rozbił im czaszki i wyjadł mózg i
wyobraźnię?

Moloch! Samotność! Brud! Brzydota! Kubły na śmieci i nieosiągalne
dolary! Dzieci wrzeszczące poci schodami! Chłopcy łkający w koszarach!
Starcy płaczący w parkach!

Moloch! Moloch! Zmora Molocha! Moloch bez miłości! Moloch
mentalny! Moloch surowy sędzia ludzi!

Moloch niepojęte więzienie! Moloch bezduszny karcer skrzyżowanych
piszczeli i Kongres płaczu! Moloch którego budowle są wyrokiem! Moloch
wielki kamień wojny! Moloch ogłuszonych rządów!

Moloch o umyśle czystej maszynerii! Moloch którego krew to krążący
pieniądz! Moloch którego palce to dziesięć armii! Moloch którego piersi to
ludożercza prądnica! Moloch którego ucho to dymiący grób!

Moloch którego oczy to tysiąc ślepych okien! Moloch którego wieżowce
stoją przy długich ulicach jak bezkresne Jehowy! Moloch którego fabryki
śnią i kraczą we mgle! Moloch którego kominy i anteny wieńczą miasta!

Moloch którego miłość jest bezkresną naftą i kamieniem! Moloch którego
dusza to elektryczność i banki! Moloch którego nędza jest widmem
geniuszu ! Moloch którego los jest chmurą bezpłciowego wodoru ! Moloch
którego imię jest Umysł!

Moloch w którym siedzę samotnie! Moloch w którym śnię o Aniołach!
Wariat w Molochu! Jebaka w Molochu! W Molochu bez miłości i człowieka!

Moloch który tak wcześnie wszedł w mą duszę! Moloch w którym jestem
świadomością bez ciała! Moloch który wypłoszył mnie z naturalnej
ekstazy! Moloch którego opuszczam! Przebudzenie w Molochu! Światło
płynące z nieba!

Moloch! Moloch! Apartamenty robotów! Niewidzialne przedmieścia! skarbce
szkieletów! ślepe metropolie! demoniczny przemysł! upiorne narody!
nieusuwalne domy wariatów! granitowe chuje! monstrualne bomby!

Poskręcali karki wynosząc Molocha do Niebios! Bruki, drzewa, radia, tony!
podnosząc do Niebios miasto które istnieje i jest wszędzie wokół!

Wizje! omeny! halucynacje! cuda! ekstazy! spłynęły rzeką Ameryki!

Sny! adoracje! olśnienia! religie! okręty wrażliwego łajna!

Przełomy! rzeczne! uniesienia i ukrzyżowania! zmyte powodzią!
Odurzenia! Świta Trzech Króli! Rozpacze! Dziesięcioletnie zwierzęce
wrzaski i samobójstwa! Umysły! Nowe miłości! Pokolenie szaleńców!
osiadłe na skałach Czasu!

Prawdziwy święty śmiech w rzece! Widzieli to wszystko! dzikie oczy! święte
wycia! Żegnali! Skakali z dachu! w samotność! powiewając! niosąc kwiaty!
Do rzeki! na ulicę!


Bregovic RAZ!

17 paź 2010

czemu zawsze musi być jakiś ostatni raz. jakieś ostatnie słowo. jakiś ostatni październik. często myślę o końcach. pamiętnego dnia, kiedy po raz pierwszy i chyba ostatni przekroczyłam próg auli głównej UMK, myślałam o tym, co będzie za pięć lat. już na początku łaził za mną koniec. wsiadając do samochodu wiozącego mnie przez całą Europę myślałam o dniu, w którym będę musiała wrócić. pijąc piwo myślę o tym, że przecież zaraz się skończy. tak, to jest też jeden z powodów, dla którego nie palę papierosów. zapalając pierwszego myślałabym o ostatnim.
końce końce i początki. każdy początek się kończy. wstęp rozwinięcie i zakończenie. czasami brakuje nawet środka. odchodzą studia, odchodzą prace, odchodzą miejsca, odchodzi czas, odchodzą ludzie. ba, ludzie odchodzą ZAWSZE. studia można przedłużać, do pracy można wrócić, miejsce można odwiedzić, czas można zatrzymać. ale na ludzi nie ma rady. zawsze odchodzą. niektórzy znikają od razu. inni trochę namieszają zanim zdążą zniknąć, jeszcze inni wypiorą płaty mózgowe i zostawią na środku skrzyżowania, na którym samochody mają zielone światło.
można dyskutować o winie, o karze, o racji, o wyższości jednego nad drugim. ale po co. ludzie, nie dość, że odchodzą, to jeszcze uparci są jak osły. w gruncie rzeczy lubię osły. ale za salami nie przepadam. poza tym ja nie z tych, którzy to proszą i przepraszają i wybaczają miliony razy, ja nie z tych. i żeby jeszcze podkreślić mój stosunek do kilku zaistniałych aczkolwiek niepowiązanych ze sobą sytuacji, piszę tutaj oto, że mam was państwa wszystkich w dupie.



I tak oto kończę niejasności i domysły. I popijam herbatę z miodem. Pycha. Październik jest. Piękny. I nic, absolutnie nic, nic, nawet słowo "engaged", nie zabierze mi dobrych myśli.

Dobranoc, niechże śnią się wam te same szczury, co mnie.