20 lis 2010

fortepiano i inne latające myśli

są takie różne miejsca, gdzie spotyka się takich różnych ludzi o takich różnych porach. z tymi różnymi ludźmi rozmawia się o takich różnych rzeczach. a potem chodzi się z nimi po takich różnych innych miejscach. czasami chodzi się też do takich różnych domów czy kamienic. czasami wsiada się z nimi do takich różnych autobusów i jeździ się z nimi w takie różne miejsca. nie musisz ich szukać, nie musisz mieć ich numerów telefonów, nie musisz znać ich nazwisk. tacy różni ludzie pojawiają się zawsze wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebujesz. nieładnie, kiedy się ich nie pamięta. bo oni zawsze pamiętają. z tego są znani. jestem koleżanką takich różnych ludzi. tacy różni ludzie przestali być widywani raz na miesiąc czy raz na pół roku. niepostrzeżenie stali się nieodłączną częścią mnie. ci ludzie, oni na ogół są bardzo mili. nie są mili dla tych, którzy mnie nie lubią i chcą mnie pobić, o nie. z tymi różnymi ludźmi nie boję się chodzić po Rubinkowie czy po Bydgoskim. ach, ci różni ludzie nie są dresami, żeby nie było. z ludźmi tymi łączą mnie bardzo różne relacje. łączą mnie z nimi wielkie kłótnie, wielkie przeprosiny, wielkie próby wyjaśnień sprowadzające się do dwóch słów. łączą mnie z nimi także żubry, niebieskie papierosy, piłkarzyki, cegły, krew rozlana, irlandzka muzyka, fortepian, poranki, chamstwo, ból egzystencjalny i poczucie ogólnego bezsensu istnienia. dzieli mnie z nimi przepaść między świtem a zachodem słońca zwana dniem.
zlałam się z krajobrazem ciszy przed burzą. jestem gdzieś w tłumie pogrążonych w marazmie jednostek rozkładających się na oczach tak zwanych normalnych. czekamy tak jeden obok drugiego na jakiś zwrot. na kogoś nowego w zespole. na jakiś początek albo chociaż na jakiś koniec. niektórzy zbierają się po kilku latach gnicia w tym mieście i wyjeżdżają. reszta zostaje i zaczyna kolejne studia. a ja, cóż ja?

właśnie. widziałam wczoraj latający fortepian. i jestem tego pewna na sto procent. zastanawiam się, czy mi odbiło do końca, czy może jest to efektem wcześniejszego wstrząsu mózgu.


i w końcu. nastąpiło coś jakby w rodzaju podania ręki. takie niby zawieszenie broni. ale czy to źle, kiedy jest za miło? może niektórych ludzi nie powinno się wpuszczać do mieszkania. może.

18 lis 2010


Oto już jesień i pora umierać;
pożółkłe liście wiatr strąca i miecie,
drżące gałęzie do naga obdziera
– chór, gdzie sto ptaków modliło się w lecie.
ja jestem zmierzchem dnia, który się skłania
ku zachodowi i w ciemności brodzi;
noc siostra śmierci, oczy mi przysłania
i wkrótce z całym światem mnie pogodzi.
żar we mnie drzemie, lecz żar jaki bywa
gdy młodość już się oblecze popiołem;
jako na łożu śmierci dogorywam,
strawiony przez to, co sam od niej wziąłem.
a skoro kochasz, choć prawdę dostrzegniesz,
kochasz tym mocniej, im rychlej odbiegniesz.

W.Shakespeare