3 wrz 2011

ale o co ci chodzi

strasznie jakoś się czuję w środku zapchlonym. jakbym nie mogła się wyrzygać. jakbym miała nad głową miecz taki jak w filmach. o nic nie chodzi. nic się nie dzieje. centymetr po centymetrze zmniejszam dystans, a to nie jest przecież nic dobrego. nie wpuszczam już żadnych ludzi za bramę. jest wokół taki niewidzialny mur z drzwiami. kilku odważniejszych dorobiło sobie klucze. fabryka dorabialni kluczy splajtowała kilka miesięcy temu. od tego czasu do końca świata nikt obcy przez moje drzwi nie wejdzie.

tymczasem zauważyłam, że ktoś tu niecnie zaczął robić podkop pod moim zamczyskiem i próbuje wleźć do środka oszukańczym sposobem. mówię, że odejdź, panie, ja nie potrzebuję więcej gości. a ten mi kopie pod drzwiami i zaraz będzie siedział przy moim stole i udawał chuj wie kogo.

przez takie numery tracę równowagę. nie można w dwa tygodnie z człowieka obcego zrobić człowieka nieobcego. ja nie chcę. wpycha się taki pan na moje podwórko, daje mi wino, daje jedzenie. stwarza iluzję poczucia bezpieczeństwa czy tych innych nieistniejących rzeczy. idź pan w chuj, tyle powiem.

stuletnie doświadczenie życiowe powiedziało mi, że nie ma ludzi bezinteresownych. wszyscy kłamią. nie ma nic za darmo. każdy czegoś od ciebie chce. a ja niczego dać nie mogę. nie teraz, nie w tej chwili. nie zapłacę za coś, czego nie potrzebuję. po co mi tacy, co to uzależniają mnie od siebie kompletnie mnie nie znając. nie wiedzą, że nie ze mną takie numery.

same kłopoty z tymi ludźmi.