29 lis 2010

mój przyjaciel masochizm

1. Obudziłam się w niedzielę rano. Była mniej więcej 16.30. Od razu wiedziałam, że to nie jest dobry dzień. Wszechogarniający syf, brak wody i grobowa cisza. Musiałam więc wyjść. Najpierw wymyśliłam, że pojadę na Camerimage. O 20 miał być pokaz specjalny w Polonii. Pomysł szybko upadł. Nie chciało mi się jechać do Bydgoszczy. Pomyślałam więc o koncercie Huntera albo chociaż SDM. Też odpadło. I wtedy ktoś wysłał mi smsa. Tak oto wylądowałam tej niedzieli na meczu koszykówki. Na tak zwanym kacu. Lekkim bo lekkim, ale jednak. O mój Boże. Nigdy więcej. Do teraz dudni mi w głowie 'to-ruń-ska-e-ner-ga' i te inne przyśpiewki. Milion wrzeszczących ludzi, niewygodne krzesełka i mój pokryty popiołem ryj w ogólnopolskiej telewizji. Czuję, że będę dzisiaj miała koszmary.

2. Nasłuchałam się wczoraj. Coś, co moim skromnym zdaniem powinno zostać rozwiązane za zamkniętymi drzwiami, zostało omówione na forum. I przy mnie, zwykłym szarym człowieczku. Dowiedziałam się, kto jest szują, kto jest szmatą, kto jest zawiedziony, kto został wyrzucony, kto wyjeżdża z miasta. Moi drodzy, my nie mamy pojęcia, co się dzieje w tym mieście. Nawet nam się nie śni, co się dzieje za naszymi plecami.

3. A w piątek pojechałam autobusem numer 31 na Skarpę. Po drodze doznałam szoku, potem miałam zawał. Cofnęłam swój mózg w czasie. I teraz nie mogę nic zrobić, nie potrafię wrócić do teraźniejszości. Tak, jestem nienormalna, jestem w najgorszej z możliwych sytuacji i lubię o tym opowiadać. Między wyimaginowanym młotem a zardzewiałym kowadłem. O ironio.