5 mar 2010

czas, zupa i Bowie

nie mam tego plecaka, do którego mogłabym na parę tygodni zapakować wszystkie te myśli, które gdzieś wokół krążyły lub nadal krążą. czasu zdecydowanie brak brak brak. rozjeżdża się jak może, ale to wciąż za mało, potrzebuję więcej.

zajmuje mnie życie, cele i te inne. nie ma czasu na jedzenie, na picie, na odbieranie telefonów od znajomych, na czytanie, na rozmyślanie, na dziękowanie, na przepraszanie, na żegnanie, na witanie, na piwo, na odpisywanie na maile, na muzykę. bo zajmuje mnie wszystko to, co chcę, żeby mnie zajmowało. zabieganie odwraca uwagę od całej reszty, której już nie potrzebuję i której już nie chcę. reszta jest niepotrzebnością, przy której łatwo popaść w subdepresję.

wrócę do czegoś. stał się fakt po fakcie wcześniejszym, który w moim mniemaniu zmienił moją percepcję. w zasadzie fakt, który zmienił percepcję, nie był faktem, a jedynie zmianą stanu umysłowego z pozytywnego na negatywny. zmiana wywołana odwykiem jednakże po fakcie późniejszym, który był już faktem definitywnym i nie pierwszym. pojawia się pytanie - co ja mam myśleć o zachowaniach ludzkich. bo to tak jakby mózg mój niczym garnek z zupą gotową był, a tu nagle podchodzi czarodziej, wsypuje kilo soli i miesza chochlą. i to się pierze. i już nie ma zupy. jest świństwo. bałagan i chaos i się nie najesz spokojnie. trzeba ugotować od nowa. po co mieszać komuś w zupie, kiedy wiesz, że wsypując do niej kilo soli rozpieprzysz wszystko.

zupa skojarzyła mi się z davidem bowie. jazda na davida trwa mimo brak czasu. och tak. w głowie nut wiele w przerwach między jednym a drugim. śpiewam sobie pod nosem where's morning in my life?, where's the sense in staying right?, who said time is on my side?, I got ears and eyes and nothing in my life. nucę profilaktycznie i dla rozrywki własnej. bo te słowa nie mają dla mnie teraz większego znaczenia. a te kilka minut poniżej to dobry teledysk i dobre wszystko. poza tym urodziłam się w czwartek. właściwie to w piątek, bo było już po północy. whatever. właśnie, zabawne urodziny. tyle niepotrzebnych elementów tła złożyło mi życzenia. ilości takiej nie było chyba jeszcze nigdy. i tak nic z tego.



to z lustrem. czasami się zastanawiam, co jest prawdziwe. ja tutaj czy tamto, co jest po drugiej stronie. wszystko jest względne. czas również. może uda mi się jeszcze trochę wydłużyć dobę.

wcale nie narzekam. lubię nie mieć czasu. bez tego nie daję rady.

pora na jak najbardziej zasłużone pięć godzin snu.