29 mar 2011

szósta trzydzieści siedem. och te mróweczki, ludzie pracy. co poniedziałek zwiędłe ciała ruszają się z łóżek pachnących jeszcze weekendowymi szaleństwami. kiedy oni podnoszą swoje pomarszczone powieki i idą do kibla zrobić siku przed wyjściem do korporacyjnej maszyny, ja dopijam ostatni łyk wina.

trzynasta zero pięć. kup bakłażany. nakarm żołądek czymś greckim.

trzynasta czterdzieści. za każdym razem, jak o tym pomyślisz, zapal papierosa. wyłącz mózg. to nie jest praca, to jest pasja. sztuka nie jest dla sztuki. sztuki nie ma. a to, co z niej zostało, trzeba wyciągnąć z bagna i sprzedać.

czternasta zero zero. a, zrób z siebie idiotkę. tak dla zasady. bez tego dzień byłby stracony.

czternasta piętnaście. nie odbieram telefonów. muszę przejść całe miasto w dziurawych butach. daję radę. mijam zjawy jakieś, demony. żeby się uspokoić, wchodzę do księgarni. czytam tuwima i gałczyńskiego. kupuję witkacego. za dwa złote. taka promocja. kto by to czytał.

osiemnasta trzydzieści jeden. polacy w anglii jako temat rzeka - omów na wybranych przykładach.

dwudziesta pierwsza dziesięć. a wrzuciłam coś do kotła ze smołą, żeby tam zginęło przepadło. ładnie się smażyło. na małym ogniu, bez pośpiechu. wtem butelka piwa i jeden nędzny komentarz na zjebanym fejsu buku ostudziły smołę i wypluły zawartość kotła prosto na mnie.

pierwsza trzydzieści. chyba już wtorek. ja pierdolę, co za fatalna morgana.

27 mar 2011

kapitan hak

chodzi o to, że nie wiadomo, o co chodzi. mam ten niby hak w płucach, który co jakiś czas przesuwa się w stronę prawą bądź lewą powodując przeszywający okropny ból. kilka razy chciałam go nawet usunąć operacyjnie. ale w szpitalu powiedzieli, że żaden chirurg na tym świecie nie podejmie się takiego zabiegu. zbyt duże ryzyko. a i tak wiadomo, że haki zawsze wracają. jak bumerang.
więc biorę tabletki łagodzące nieco objawy. popijam je piwem i jest w miarę okej. funkcjonuję jakby normalnie. i to nic, że jest sobotni wieczór, a ja siedzę w pustym mieszkaniu. właściwie to bardzo dobrze. potrzebuję ciszy i spokoju.


bez ładu i składu. jak w mojej głowie. chaos. zamęt. niezdecydowanie. ukrywam się przed sobą jak nigdy. co mi odbiło ja się pytam. co mnie podkusiło, żeby jakieś dziwaczne historie zaczynać. głupie nieprzemyślane epizody, które teraz ciągną się za mną dzień po dniu. głupie niepotrzebne rozmowy. nie ma nic gorszego niż spotkanie ekstrawertyka z introwertykiem. dla mnie takie rozmowy o życiu i śmierci są normą. delikatnie mówiąc. dla innych nie. i pojawia się problem. że skoro rozmawiam, to lubię. a żeby było jeszcze śmieszniej - używam (w moim pijackim mniemaniu) zabawnych wstawek w stylu: 'wiesz co, jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię'. oczywiście zwykle jest to wierutnym kłamstwem. ale skąd niby mój rozmówca ma o tym wiedzieć.