25 paź 2008

O tym, czym się jest

"We wczesnej młodości otworzyłem pewnego razu starą książkę i tam stało: 'kto wiele się śmieje, jest szczęśliwy, kto wiele płacze, jest nieszczęśliwy' - bardzo naiwna uwaga, której jednak nie mogę zapomnieć z powodu zawartej w niej prostej prawdy, nawet jeśli jest to szczyt truizmu. Dlatego należy otwierać wszystkie drzwi przed weselem, ilekroć nas nachodzi, bo nigdy nie przychodzi nie w porę, a tymczasem nieraz wahamy się, czy dać mu upust, chcąc najpierw wiedzieć, czy też naprawdę mamy pod każdym względem powód do zadowolenia, albo też w obawie, że zakłóci nam poważne rozważania lub ważne sprawy; a przecież jest rzeczą nader niepewną, czy dzięki nim cokolwiek ulegnie poprawie, podczas gdy radość jest zyskiem bezpośrednim. Tylko ona jest brzęczącą monetą szczęścia, wszystko inne zaś - jeno banknotem, bo tylko ona uszczęśliwia w danej chwili bezpośrednio, i dlatego jest najwyższym dobrem dla istot, dla których rzeczywistość występuje w postaci niepodzielnej teraźniejszości między dwiema wiecznościami. Zdobywanie i rozwój tego dobra powinniśmy zatem przełożyć nad każdą inną działalność."
Lalala, pan Schopenhauer na dwa głosy.

24 paź 2008

Maniakalnie orientalnie horyzontalnie indywidualnie łatwopalnie światłoczuło. Piątek. A po ulicach w lekkiej jesieni fruwało coś, jakieś stwory. Nieśmiertelny żółty październik. Do czego to doszło.

23 paź 2008

Nienasycenie

Hej bejbe. Ajm high, ajm happy, ajm free. Żyć nie umierać. Napisała zielona już od gnicia czwartkowych wnętrzności przebolałych.
Co tu gadać. Generalnie pozytywy biorą górę, mimo jesiennych nastrojów depresyjnych. Ach, jak to było kiedyś na pierwszym roku. Spotkałabym się z paroma niewidzianymi dawno istotami. Takimi kojarzącymi się z Mikołajem Świętym, tym od prezentów. Obejrzałabym takie filmy dla dzieci. Tak. Yellow. I wypiłabym gorącą czekoladę.
Kolejna jesienna deprecha poszyta ironią. A może nie. Kolejny rok akademicki ruszył na całego. Nie wiedzieć czemu jakoś mi nie tego. Wesoło, ale nie tego. Szybko, za szybko się zmienia to wszystko. Nie ma czasu na rozmowy. W ogóle nie ma czasu i nie ma rozmów. Już za duża jestem na gadanie o abstrakcjach. Pora dorośleć. Przecież jestem dorosła. Dorosła jak nigdy. Tylko te problemy ze sobą jakoś zataczają się wszędzie wokół i przejść między nimi nie mogę. Niby łatwizna - wstać i pójść tam, gdzie wszyscy dorośli, pójść na kurs odpowiedzialności i nauczyć się grzeczności. A może wystarczyłoby tylko nauczyć się kontrolowania swojego zachowania. Nie mów, kiedy nie proszą, nie odzywaj się, kiedy nie możesz, nie gadaj, jeśli nie wiesz, o czym. Kilkaset milionów osobowości próbuje dojść do głosu w tym momencie. A ja stawiam po raz kolejny pytanie bez odpowiedzi. Takie są najgorsze. Przecież nie da się zmienić na siłę. Nie da się, choćbyś nie wiem jak nie pasował do rzeczywistości. I jeszcze te dwuznaczności. Jesteś szczery czy bezczelny? Pewny siebie czy zarozumiały? Oto są pytania z odpowiedziami maksymalnie subiektywnymi. I masz babo placek.
Za dużo tego wszystkiego ostatnio. Wyjazdy, choroby, studia, radio. Za dużo nowych środowisk, za dużo starych znajomych. Źle, źle, zawsze źle. Nie da się dogodzić takiemu wybrednemu człowieczkowi.
Kto czytał Nienasycenie, ten wie. Konkluzja jasno-niejasna. Nie zazna ktoś taki spokoju nigdy. Jak to było? "Między śmiercią, która jest nasyceniem, a życiem rozproszkowanym w przypadkowość". E tam. Ktoś musi pocierpieć. Zgłaszam się na ochotnika.

Zresztą: