10 maj 2012

join us in the streets where we don't belong

to piekielne niewyspanie wieczne niezmiernie mi doskwiera. niewyspanie z przepracowania, przepicia i przemyślenia.

po pierwsze niewyspanie z przepracowania. rzekoma praca miła jest, gdyż ostatecznie nie muszę zbierać truskawek ani zapierdalać na zmywaku, jednak bądź co bądź wstać o bladym świcie trzeba i siedzieć godzin osiem nie licząc spóźnień codziennych. więc siedzę, klikam w fejsbuka i youtuba. czasem wstanę i przejdę się na papierosa albo po kawę. w chwilach całkowitego opętania nudą, kiedy nie chce mi się już nic nie robić, zarabiam trochę pieniędzy dla swojej poczciwej małomiasteczkowej korporacji. tak oto zmęczona wracam do mieszkania pełnego hałasu i ludzi, gdzie oddaję się drugiej pracy. druga praca wymaga więcej wysiłku i samodyscypliny. siadam przed komputerem i oddaję się swej pasji. piszę bzdury, za które mi wstyd. oto jest szczyt mych marzeń i możliwości.

po drugie niewyspanie z przepicia. gdyż takie postanowienie wprowadziłam, by libacje alkoholowe urządzać jedynie w weekendy. łatwo nie jest. zwłaszcza, kiedy pół baru przy chodzi do ciebie do domu. ale nie o to. więc w te weekendy też się nie wysypiam. smutno mi, że coś mi w środku tam odmawia picia tyle, ile kiedyś. chcę, ale nie mogę. nie zmienia to jednak faktu, że i tak jakoś daję radę i nie ma soboty, która skończyłaby się przed szóstą rano. nawet całodzienny zgon nie pomaga zregenerować sił.

po trzecie niewyspanie z przemyślenia. więc kiedy już w końcu ten moment snu mnie zaskoczy, zaczynają się przedziwne koszmary. myśli mnie opętują, wracają wspomnienia różne takie. nęka mnie cała przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. przerażenie moje wywołuje dziwne reakcje w mózgu, bo się pobudzają te komóreczki, których tak niewiele zostało. i zasnąć nie umiem. myśli wygonić nie potrafię. wszystkiego próbuję, ale wracają zmory jak te bumerangi. i mnie pożerają. zżerają od środka resztki. damien rice chyba ma to samo.