7 gru 2008

Niedzielne chmury zimowe

Czekam na śnieg. Taki puchowy, co to nie idzie nim lepić bałwana. Co to się nie przykleja do butów i nie mokrzy ubrania. Nie ma tej zimy. Dobrze, że nie zainwestowałam w nowe buty.
Tak się czasami zastanawiam, co robiłam dwa, trzy lata temu i czemu nie było to coś innego. Ależ żałuję niektórych rzeczy. I co najgorsze, faktycznie - nie żałuję niczego, co zrobiłam, żałuję tylko tego, czego zrobić nie zdążyłam czy też czego zrobić się bałam.
Czasami myślę sobie tak: a co by było, gdybym jednak od dzisiaj zaczęła żyć tak, żeby potem niczego, absolutnie niczego nie żałować? I jak to zrobić? Skąd mam wiedzieć? Skąd niektórzy wiedzą? Nawet, jeżeli będę czegoś żałować jutro, pojutrze, to z perspektywy czasu przecież wszystko się zmieni. Poza tym zawsze można obrócić życie w żart.
Dzieci teraz szybko dojrzewają, szybciej niż ja. Świat pędzi, zmienia się, ewoluuje, a ja jakoś tak bezwładnie się temu przyglądam. I nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie jestem w stanie niczemu ani nikomu poświęcić się na całego. Bo nie chcę, bo nie jestem gotowa na decyzje na całe życie. Co oczywiście świadczy o kompletnej niedojrzałości. Tak przynajmniej twierdzą moi rodzice.
Trzymając się przez jakiś czas (czas lat dwudziestu jeden) jednej grupy ludzi ograniczyłam się bardzo. Za bardzo. Może i idąc na studia zmieniłam znajomych. Nie oszukujmy się - ci obecni nie różnią się wiele od tych z liceum i podstawówki. To jedna i ta sama kategoria ludzi. A to środowisko nas kształtuje. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Jedno jest tylko pewne - podczas gdy my traciliśmy czas na zgłębianie tajników napojów różnego rodzaju, inni żyli i spełniali swoje marzenia. Tak.
Łazi za mną to poczucie straconego czasu nieustannie. Ale przecież podobno nie ma tego złego. Podobno nigdy nie jest za późno. Jedna trzecia życia za mną. Mam stracha jak nigdy. Jak nigdy, cholera.
Zwykle tłumaczyłam się - przecież jestem za młoda. Z a m ł o d a. Teraz okazuje się, że lada dzień mogę być za stara.
I co będzie, kiedy ktoś mnie zapyta, co robiłam przez pierwsze dwadzieścia lat swojego życia?

Nienawidzę niedziel. Pora na kawę. Teraz może być już tylko lepiej.
Dobrze, że przynajmniej się obudziłam. Może nie w porę, ale chyba jeszcze nie za późno.