24 kwi 2010

zalewa wszechobecny surrealistyczny czas. łączy się nieodzownie z maksymalną próbą sił. nerwy pokołatane, poharatany misio ze scyzorykiem w rączce.
bajzel odwiedził toronto. ale to było na końcu świata, więc może wszystko mi się śniło. wiesz są takie miejsca. są takie dni.

a te inne dni. po co to komu. kimże ja jestem, żeby opierdalał mnie szef wszystkich szefów. kimże ja jestem, żeby on chciał mnie odwiedzać. wiesz, czasami robisz rzeczy, bo wypada. więc zapraszasz, bo wiesz, że i tak cię oleją. a potem dzwonią do ciebie jakieś szaleńce z pretensjami.

nuta nocy wczorajszej. i wszystkich innych.

22 kwi 2010

zaćmienie, czwartek

a jak już jest tak, że jeden plus jeden równa się pięć lub cztery lub trzy lub dwa, to dzwonię i macham rączką. nie o przeszłość, bo przeszłości nie ma. czasu nie ma. jest tylko coś w naszych głowach, które myśli, że tęskni. ale za czym?
może za tym, czego nigdy nie było, a co jednak minęło. lub nie minęło. lub trwa na pięćdziesiąt procent.
wydarzyło się dzisiaj nic. wielkie głupie nic. szkoda. bo dzisiaj czuję, że mam 30 lat i iskierkę dojrzałości. zabawnie to brzmi po tym, co działo się wczoraj. wczoraj miałam lat 15.
ale dzisiaj mogłabym porozmawiać i na pytania, które często niegdyś były zadawane, odpowiedziałabym twierdząco. och głupoto ma i dumo, jestem stuprocentową Rosjanką.