26 gru 2008

Ignorancja

Święta jak co roku.
Od kilku lat schemat jest taki sam. Standardowa wigilia, przewidywalne pierwsze święto, wieczór, poranne zmagania śniadaniowe i spędzony przed telewizorem dzień drugi. Nie moja wina, że rodzin braci mojego taty nie da się lubić. Dlatego po krzykach i kłótniach stawiamy na swoim i z rodzicami nigdzie się nie wybieramy.
A tradycyjne spotkanie klasowe? Owszem, było. Starzy znajomi tabakowi nawet się pokazali. Pogadali. Poopowiadali. Poodwozili.
Tylko że wyrosłam nieco z tego wszystkiego. Z tych rozmów przy barze, z wysłuchiwania żalów i brania na swoje barki problemów ludzi, których tak naprawdę nie znam. Można sobie wmawiać różne rzeczy. Ale im więcej sobie wmawiamy, tym mocniej później boli uderzenie rzeczywistości. Bo ja lubię ich wszystkich, tak. Niektórych bardziej, niektórych mniej. Jednak - nie znamy się, prawie wcale. Są wyjątki, no są. Potwierdzające regułę. Po prostu jakoś tak czuję, zawsze w święta przyłazi to wszystko znowu i znowu - bo jakoś tak uświadamiam sobie, że mimo wszystko stoję w miejscu. Niby zmienia się świat, otoczenie, miasto, osobowość, przyzwyczajenia, studia, pracę. Myślisz, że idziesz w dobrą stronę. Że krok za kroczkiem posuwasz się do przodu. A potem wracasz do domu na święta. Spotykasz starych znajomych, którzy oczekują od ciebie tego samego, co 3 czy 10 lat temu. I cofasz się. Nie twierdzę, że bawimy się w liceum czy coś. O coś innego chodzi. Nie potrafię opisać tego, opowiedzieć też nie. E, i tak nie ma sensu.
A poza tym święta - wiadomo - kolejna porcja plot rodzinnych. W tym roku prawdziwy wysyp. Począwszy od długiej listy wyczynów Dominika przez opowieści o teściowej ciotki J. po smutki mojej kuzynki, która odpadła w półfinale Miss Polonia. Książkę można by napisać.
Ach. Dobrze, że już po wszystkim.

14 gru 2008

W niedziele nie potrafię wstać z łóżka przed 14. Ubieram się około 16. Wychodzę tylko jeżeli muszę. Zwykle nie muszę. I marnuję cenne 24 godziny jakże fascynującego życia.

7 gru 2008

Niedzielne chmury zimowe

Czekam na śnieg. Taki puchowy, co to nie idzie nim lepić bałwana. Co to się nie przykleja do butów i nie mokrzy ubrania. Nie ma tej zimy. Dobrze, że nie zainwestowałam w nowe buty.
Tak się czasami zastanawiam, co robiłam dwa, trzy lata temu i czemu nie było to coś innego. Ależ żałuję niektórych rzeczy. I co najgorsze, faktycznie - nie żałuję niczego, co zrobiłam, żałuję tylko tego, czego zrobić nie zdążyłam czy też czego zrobić się bałam.
Czasami myślę sobie tak: a co by było, gdybym jednak od dzisiaj zaczęła żyć tak, żeby potem niczego, absolutnie niczego nie żałować? I jak to zrobić? Skąd mam wiedzieć? Skąd niektórzy wiedzą? Nawet, jeżeli będę czegoś żałować jutro, pojutrze, to z perspektywy czasu przecież wszystko się zmieni. Poza tym zawsze można obrócić życie w żart.
Dzieci teraz szybko dojrzewają, szybciej niż ja. Świat pędzi, zmienia się, ewoluuje, a ja jakoś tak bezwładnie się temu przyglądam. I nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie jestem w stanie niczemu ani nikomu poświęcić się na całego. Bo nie chcę, bo nie jestem gotowa na decyzje na całe życie. Co oczywiście świadczy o kompletnej niedojrzałości. Tak przynajmniej twierdzą moi rodzice.
Trzymając się przez jakiś czas (czas lat dwudziestu jeden) jednej grupy ludzi ograniczyłam się bardzo. Za bardzo. Może i idąc na studia zmieniłam znajomych. Nie oszukujmy się - ci obecni nie różnią się wiele od tych z liceum i podstawówki. To jedna i ta sama kategoria ludzi. A to środowisko nas kształtuje. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Jedno jest tylko pewne - podczas gdy my traciliśmy czas na zgłębianie tajników napojów różnego rodzaju, inni żyli i spełniali swoje marzenia. Tak.
Łazi za mną to poczucie straconego czasu nieustannie. Ale przecież podobno nie ma tego złego. Podobno nigdy nie jest za późno. Jedna trzecia życia za mną. Mam stracha jak nigdy. Jak nigdy, cholera.
Zwykle tłumaczyłam się - przecież jestem za młoda. Z a m ł o d a. Teraz okazuje się, że lada dzień mogę być za stara.
I co będzie, kiedy ktoś mnie zapyta, co robiłam przez pierwsze dwadzieścia lat swojego życia?

Nienawidzę niedziel. Pora na kawę. Teraz może być już tylko lepiej.
Dobrze, że przynajmniej się obudziłam. Może nie w porę, ale chyba jeszcze nie za późno.

5 gru 2008

Dziób pingwina



Świat się sypie i rozwala, a my razem z nim.
Czasem ot tak bez przyczyny. Ot tak przy kolacji trafia prosto w mózg.

Mam kaca. Ach upadające morale. Głupoto.

1 gru 2008

Błazeństwa

Chodzi to takie po ulicach, korytarzach, komputerach i się błaźni. Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. Pięć, policzone. Kategorie znaczeń i takie inne nadinterpretacje osób postronnych mogą być jednoznaczne. Nadinterpretacje osób zainteresowanych są oczywiste i komentarza nie wymagają. A niedopowiedzenia bardziej emocjonujące być mogą chwilami.
Gdzieś w tym wszystkim musi być moja głowa. Rozsądek jakiś szalony czy szaleństwo jakieś świadome. Szukam, szukam, szukam. I nic. Panować nad sytuacją ponad wszystko, nie patrząc na resztę błaznów. Jesteśmy dorośli. Dorośli się tak nie bawią, bejbe.

28 lis 2008

I'd like to go where all the strange ones go

Jakoś tak nienaturalnie trochę przesadnie pobyć chwilę samemu. Zimno na dworze, pięknie na świecie. O, na takim świecie to się dzieje. Mało tego - w takim Toruniu to się dzieje! Ba! W moim świecie to się dopiero dzieje! A bo memu dzisiejszemu światu tak naprawdę niewiele trzeba do szczęścia. Ostatnio wszędzie bowiem taka jakaś wrzawa, taki chciany niekontrolowany chaos, takie zamotanie totalne, takie sytuacje nigdy wcześniej nieprzeżyte, tacy ludzie kolorowi i nierozgryzieni. Takim jak ja potrzebna jest od czasu do czasu zmiana środowiska. Gdy napięcie między mną a ludźmi sięga zenitu i atmosfera jest rozrzedzona jak nigdy przedtem. Wtedy pora powiedzieć sobie - stop. A ja nie kombinuję, nie chce mi się. I pojawiam się w nowym miejscu w nowym czasie. Nieodpowiedzialnie paląc czasami za sobą mosty. Zanik inteligencji emocjonalnej.
No i są nowi ludzie, całe tłumy. Mówiąc szczerze - w końcu tak jakoś zaczynam oddychać. I na studia inaczej też patrzę. Lubię czasami pójść na wydział, czego w zeszłym roku nie mogłabym powiedzieć.
Bo nie można wszystkiego na raz i za dużo. Nagromadzenie ludzi i miejsc odbija się na mnie prędzej czy później.
Taka prawda.
A teraz dobrze jest. Depresja jesienna wyleczona dniem wczorajszym - najdziwniejszym i najwnętrznym i najbardziej wyczerpującym zarazem.

Przeweselnie.



Live for the right things, be with the right ones,
Or they'll hold you down, they'll turn your world around

Lalalalala :-)

22 lis 2008

Puka puka głową w mur

Coraz częściej młodzieńcze ideały odchodzą w cień. To znaczy moje ideały. Moje wyobrażenie o świecie, moje plany i to, co uważałam za rzeczywistość.
Zawsze ma się coś do powiedzenia i pomyślenia. Coś tam w głowie każdy z nas ma. Każdy widzi świat na swój sposób. I zbiera sobie te swoje myśli, wyobrażenia w małej szklanej kostce do gry w monopol. Aż w końcu zauważa szybę - za którą prócz innych kostek jest przestrzeń. Coś zupełnie innego od naszego postrzegania świata, od naszych ideałów i nadziei. Prawdziwa rzeczywistość. I ktoś staje przed dylematem. Zostać w swojej pięknej, ale złudnej kosteczce, czy zbić szybę i posmakować prawdziwego życia. Zmienić wszystko i dołączyć do realnego świata, pełnego przecież kłamstw, oszustw i machloi, czy odciąć się od tego i zostać bezpiecznym w swoich sześciu ścianach, gdzie świat jest dobry, a ludzie się kochają.
Skrobię tę szybę. Boję się ją rozbić. Przecież wrócić będzie ciężko. Wycięłam sobie scyzorykiem taką małą dziurkę, przez którą na razie mogę podglądać rzeczywistość. Tylko wiem, że długo tak się nie da. Nie da i już.
I skąd mam wiedzieć, że to, co jest poza moim wyobrażeniem, nie jest ograniczone kolejną ścianą? Skoro rzeczywistość nie istnieje, to po co się w nią pchać? Żeby pewnego dnia znów stanąć przed koniecznością wyboru, który zmieni całe nasze życie? Żeby się przekonać, że są miliony poziomów rzeczywistości?
Bezsens mnie zaczyna ogarniać nieco. Za dużo pytań, za dużo myśli. Idę więc zjechać po białej łące. W końcu sobota.

21 lis 2008

Stuck in a moment

I piątek kolejny jesienny przekolorowo niebieski. Słońce daje. A mi zapałki by się przydały. Bo zasypiam na stojąco. Ach to zmęczenie, brak snu zaczyna boleć. Jakże się zapomniałam. Przecież cieszę się, jest FAJNIE. Zapomniałam się na chwilkę. Często zapominam się ostatnio. Gdy po głowie pałętają się myśli takie jedne z drugimi.

Dostałam różności takie.

Szwaken, niczym opętana. Iść czy nie iść? Oto jest pytanie. Jeszcze trochę, minutę. I zaraz się spóźnię. Ostatni raz rezygnuję z zajęć, obiecuję.
No bo przecież są ważniejsze rzeczy na świecie. Hokej na przykład jest ważniejszy.

Poza tym - niemożliwe - pech mnie dopadł. Cały tydzień, z wczorajszym apogeum w wiadomym pubie osiedlowym. Fizyka lubi się psuć.

A chance to breathe
While sittin' at a red light
You look around
Reflectin' on your life
A chance to think
Am I drinkin' too much
Should I keep goin'
Lose the life that I love
A second glance
While sittin' at a red light


16 lis 2008

A niebo bez dziur?



Olaboga, czy tu czy tam. Wesoło, miło, i to wszystko.

12 lis 2008

Lost?



Just because I'm losing
Doesn't mean I'm lost
Doesn't mean I'll stop
Doesn't mean I'm across

Just because I'm hurting
Doesn't mean I'm hurt
Doesn't mean I didn't get what I deserve
No better and no worse

I just got lost
Every river that I've tried to cross
And every door I ever tried was locked
And I'm just waiting till the shine wears off

You might be a big fish
In a little pond
Doesn't mean you've won
'Cause along may come
A bigger one
And you'll be lost

Every river that you tried to cross
Every gun you ever held went off
And I'm just waiting till the firing starts
And I'm just waiting till the shine wears off

7 lis 2008

Forza Juve!



Tak, tak - wracają najlepsze chłopaki na świecie. I przepowiadam wszem i wobec - Juventus wygra LM, ha!
Bo w końcu "błogosławieni, którzy cierpieli niesprawiedliwości" czy jakoś tak. Wiadomo, o co cho i ten.

31 paź 2008

Argentino

Wyglądaliśmy kiedyś starzej. A te pociągi odjeżdżają. W kółko i znowu i zapełnione różnościami są. Ach owe różności. Rzeczywiście potencjalne zalążki piekła. Łatwo godzimy się na rzeczywistość. Może dlatego, że przeczuwamy, że nic nie jest realne. Względność i głupota. A człowiek? Cokolwiek się zdarzy człowieczkowi, od urodzenia aż do śmierci, jest przez niego samego z góry zdecydowane. Tak. Każde zaniedbanie jest świadome, każde przypadkowe zetknięcie zaplanowanym spotkaniem, każde upokorzenie karą, każda porażka – tajemniczym zwycięstwem, każda śmierć – samobójstwem. Zgoda, Borges mądrym człowiekiem był. I jeszcze te zalążki zła wcielonego. Nie ma na świecie nic, co nie byłoby potencjalnym zalążkiem piekła. Twarz, słowo, telewizja, autobus, egzamin. Każda z tych rzeczy może doprowadzić do szaleństwa, kiedy nie można się od niej uwolnić.
Wszystko byłoby takie proste. Raz, dwa, trzy, żyjmy długo i szczęśliwie. Nie umierajmy na raka, w ogóle nie umierajmy. Trzeba mieć tylko pasję. Życie pasji wymaga, zdecydowanie. Może pora poszukać czegoś innego? Dwa miesiące w jednym miejscu to dłużej niż długo. Zaczynam upodabniać się do swoich wrogów. Jak zawsze.

I za dużo czytam.

26 paź 2008

Filister

<Każdy dzień jest miniaturą życia - każde przebudzenie i wstawanie miniaturą narodzin, każdy rześki poranek miniaturą młodości, a każde położenie się do łóżka i zapadnięcie w sen miniaturą śmierci.>>
Filozofowania ciąg dalszy. Moje poranki, taaa.. Cieszcie się dobrym nastrojem, zdarza się rzadko.

25 paź 2008

O tym, czym się jest

"We wczesnej młodości otworzyłem pewnego razu starą książkę i tam stało: 'kto wiele się śmieje, jest szczęśliwy, kto wiele płacze, jest nieszczęśliwy' - bardzo naiwna uwaga, której jednak nie mogę zapomnieć z powodu zawartej w niej prostej prawdy, nawet jeśli jest to szczyt truizmu. Dlatego należy otwierać wszystkie drzwi przed weselem, ilekroć nas nachodzi, bo nigdy nie przychodzi nie w porę, a tymczasem nieraz wahamy się, czy dać mu upust, chcąc najpierw wiedzieć, czy też naprawdę mamy pod każdym względem powód do zadowolenia, albo też w obawie, że zakłóci nam poważne rozważania lub ważne sprawy; a przecież jest rzeczą nader niepewną, czy dzięki nim cokolwiek ulegnie poprawie, podczas gdy radość jest zyskiem bezpośrednim. Tylko ona jest brzęczącą monetą szczęścia, wszystko inne zaś - jeno banknotem, bo tylko ona uszczęśliwia w danej chwili bezpośrednio, i dlatego jest najwyższym dobrem dla istot, dla których rzeczywistość występuje w postaci niepodzielnej teraźniejszości między dwiema wiecznościami. Zdobywanie i rozwój tego dobra powinniśmy zatem przełożyć nad każdą inną działalność."
Lalala, pan Schopenhauer na dwa głosy.

24 paź 2008

Maniakalnie orientalnie horyzontalnie indywidualnie łatwopalnie światłoczuło. Piątek. A po ulicach w lekkiej jesieni fruwało coś, jakieś stwory. Nieśmiertelny żółty październik. Do czego to doszło.

23 paź 2008

Nienasycenie

Hej bejbe. Ajm high, ajm happy, ajm free. Żyć nie umierać. Napisała zielona już od gnicia czwartkowych wnętrzności przebolałych.
Co tu gadać. Generalnie pozytywy biorą górę, mimo jesiennych nastrojów depresyjnych. Ach, jak to było kiedyś na pierwszym roku. Spotkałabym się z paroma niewidzianymi dawno istotami. Takimi kojarzącymi się z Mikołajem Świętym, tym od prezentów. Obejrzałabym takie filmy dla dzieci. Tak. Yellow. I wypiłabym gorącą czekoladę.
Kolejna jesienna deprecha poszyta ironią. A może nie. Kolejny rok akademicki ruszył na całego. Nie wiedzieć czemu jakoś mi nie tego. Wesoło, ale nie tego. Szybko, za szybko się zmienia to wszystko. Nie ma czasu na rozmowy. W ogóle nie ma czasu i nie ma rozmów. Już za duża jestem na gadanie o abstrakcjach. Pora dorośleć. Przecież jestem dorosła. Dorosła jak nigdy. Tylko te problemy ze sobą jakoś zataczają się wszędzie wokół i przejść między nimi nie mogę. Niby łatwizna - wstać i pójść tam, gdzie wszyscy dorośli, pójść na kurs odpowiedzialności i nauczyć się grzeczności. A może wystarczyłoby tylko nauczyć się kontrolowania swojego zachowania. Nie mów, kiedy nie proszą, nie odzywaj się, kiedy nie możesz, nie gadaj, jeśli nie wiesz, o czym. Kilkaset milionów osobowości próbuje dojść do głosu w tym momencie. A ja stawiam po raz kolejny pytanie bez odpowiedzi. Takie są najgorsze. Przecież nie da się zmienić na siłę. Nie da się, choćbyś nie wiem jak nie pasował do rzeczywistości. I jeszcze te dwuznaczności. Jesteś szczery czy bezczelny? Pewny siebie czy zarozumiały? Oto są pytania z odpowiedziami maksymalnie subiektywnymi. I masz babo placek.
Za dużo tego wszystkiego ostatnio. Wyjazdy, choroby, studia, radio. Za dużo nowych środowisk, za dużo starych znajomych. Źle, źle, zawsze źle. Nie da się dogodzić takiemu wybrednemu człowieczkowi.
Kto czytał Nienasycenie, ten wie. Konkluzja jasno-niejasna. Nie zazna ktoś taki spokoju nigdy. Jak to było? "Między śmiercią, która jest nasyceniem, a życiem rozproszkowanym w przypadkowość". E tam. Ktoś musi pocierpieć. Zgłaszam się na ochotnika.

Zresztą:

12 paź 2008

Just a little unwell

Coś jakoś nie gra. Coś nie tak jak powinno byc jest. Znowu popieprzyło mi się wszystko. W głowie.
Ej co. Ej po co. Ej no weź. Ej jedziemy. Ej na co to. Ej no przestań. Ej co ty robisz. Ej nie trzeba. Ej no po co. Ej weź nie. No ej.
Zagubienie na Dworcu Centralnym miasta pierwszego lepszego większego niż to. Wszystko byle nie musiec. Byle nie gadac niepotrzebnego. Byle nikt nie zapytał o drogę.
Ulatuje ze mnie energia. Spadam z wysoka.
I pieprzę trzy po trzy, i na niczym się nie znam, i nie mogę się wyspac. I chcę do domu.
Za dużo tego wszystkiego. Powszechnie znana prawda mówi, że wszystkiego miec nie można. A ja dalej swoje.
Prawda, pora przemyślec to i owo, podjąc decyzję jakąkolwiek. Czas najwyższy. Na pomysł jakiś. Na coś. Cokolwiek.
I czym jestem taka zmęczona?
W użalaniu się nad sobą jestem dobra. Masakra. Pora na jutro.

Wild, you grow wild.
Ech, ogranij się.

23 wrz 2008

I wakacji koniec końców nadszedł. Jutro futro, fura i komóra. Do praktykowania zapraszają po raz kolejny. Ach ta niesystematycznośc. Ach to roztargnienie.
Kolejny data bez pokrycia, 1. października. Nowy początek, tony postanowień ostatecznych. Boli mnie głowa ze wszystkich stron. I z każdej jednej. Pora przyznac wszem i wobec, żem wariatka. Ach postanowienia. Że to, tamto, że systematycznie, że frekwencyjnie, że zadowalająco, zachwycająco i stypendialnie horyzontalnie.
Wtorek, no tak, wtorki takie są.
Nie ma takiej opcji.
Spóźniam się na pociąg. Denerwuję się na wszystkich zasługujących. Czas tracę też, z każdą kolejną minutą spóźnienia. Tak mają ludzie bez zegarka.
Żegnaj lato baj baj.
A ja lata nie pamiętam. Ani ciut. Ani nic. Nie było lata tego lata. Zeszłego też. Tylko zimno i angielsko bez reszty. I co z tego. Jedni mają lato, inni co innego. Kolej rzeczy, jak zwykle.
Nic mnie już nie dziwi. Tyle niesamowitości widziałam, że już nic niesamowite nie jest. Szalej szaleju. Ojejojejojej. Koniec gadania, pora w sen zimowy zapaśc.
No to wracamy, nieszczęśnie, na Kujawy. O fuj, o nie, tu stacja Toruń Główny, tu stacja Toruń Główny.

22 wrz 2008

Harry Rivers

Przecież wiadomo - są rzeczy, myśli i pomysły, na które nawet ja bym nie wpadła. Niemożliwością jest. Nawet nie pamiętając logicznym myśleniem można dojśc do wniosku, że opcji aż tak totalnej namacalnej głupoty nie ma. Wątpliwości jednak zawsze plączą się między palcami. I żyj tu i chodź po świecie wątpiąc w swój własny rozsądek czy jak to tam zwą. Ach te luki pamięciowe, dolegliwości starcze lub wręcz przeciwnie. Es jak stresss.

Znów stchórzyłam. Zależy od punktu widzenia. Wróciłam bowiem do politologicznego prania mózgu. Wysiłkiem niewielkim. Kolejny rok więc co najmniej dwukierunkowo powoli pora zaczynac. Ciężko piekielnie rzucic. Jeszcze mocniej ciężko zostac wyrzuconym. I czas jakoś zanadto się rozciąga. Rok, drugi, trzeci, niespodzianka. I żegnajcie hulanki swawole.

Jakoś. Jest jakoś.
Aż się cieszę czasami obecnymi wakacyjnymi. Nie chcę na studia. Siedźmy, odpoczywajmy, bawmy, myślmy, pijmy, mówmy i nie wracajmy dokądkolwiek. Smętnie a niechętnie tracę wrzesień. Najzewszystkich miesiąc.

3.11 w tej części świata. Pora pospac.

19 sie 2008

Closer

Lubię ludzi. Generalnie.
Mam swoje ulubione ujęcia kamery z Barcelony.
Generalnie tak, może byc, wszystko może byc.

Przesiaduję więc na Kaszubach, gdzie mam czas. Na natchnienie, na wspomnienie, na nicnierobienie, na myślenie. Czas nie istnieje przecież.
Krótko śpię. Trochę piszę, trochę dzwonię, trochę słucham. Spotykam się, nieco mniej niż trochę, nieco więcej niż wcale.
Jakbym się przeniosła w czasie, którego nie ma. Dwa lata wstecz. Faktem, że nie było mnie w domu dwa lata. Dwa. Z grzeczności nie napiszę, co mi chodzi po głowie.
Niby nic się nie zmieniło, wszystko jak dawniej. Tylko ja już nie pasuję.


Ach ten świat. Przestrzeń ciągle się kurczy. A ja znów niczego nie potrzebuję. Znów jestem wszędzie.

Dziwnie.
Przecież wiem.

18 sie 2008

Męska decyzja

Ach więc koniec z Wielką Brytanią na jakiś czas. London London Liverpool Much Hoole Longton Manchester London London. London, wszystko, co tylko możesz sobie wyobrazic. A nawet więcej. Wszystko prócz Old Trafford. Old Trafford w deszczu, z Del Piero na boisku. Bezcenne.
Wrocław bez emocji, zakorkowany, zalany słońcem. Praga się nie zmieniła, turystów nieco ubyło. Dresden w deszczu. Podróże zakończone. Sierpień w pełni. Ponownie ruszymy we wrześniu, września dwudziestego, może pierwszego.
Pora posiedziec w miejscu. 6 dni. W poniedziałek mus bycia w Toruniu, raz po raz kolejny. Zaległe egzaminy i nieodbyte praktyki lubią się mścic.

Podjęłam decyzję nieodwołalnie i niewybaczalnie. Koniec politologicznych bzdur. Koniec lania wody, koniec indywidualnych organizacji studiów, na których wcale a wcale mi nie zależy. Żegnaj baj baj, politologio.

Wesoło, miło, pozytywnie jak nigdy o tej porze roku. Słońce zgasło, zimno, a wesoło miło i pozytywnie. Niepotrzebne stresy pora odrzucic, pora wziąc się. Wakacje, w końcu wakacje.

Tyle.


27 lip 2008

Brytyjskością zaczarowanie kolejne

Kolejna niedziela. Znów gdzie indziej.
Głowa pęka, Shrek song nie dochodzi do zwojów mózgowych. Bo ich nie ma, nic nie ma.
Piękna angielska niedziela, pojadę nad morze. Sun is coming up. Still waiting for the dawn, the sun is coming up. The sun is coming up on the ocean.
Minął miesiąc. A ja nie mam dosyć. Chcę więcej Anglii, więcej, więcej, więcej. Więcej angielskości, więcej Anglików, więcej, więcej. Wszystkiego angielskiego więcej, więcej.
Nocy wczorajszej nie pamiętam całkowicie. Nie wiem, co robię we własnym łóżku. I co robią te dwie wymalowane żółtą fabrą uśmiechnięte buzie. Na moich dłoniach. Nie wiem też, gdzie się podział mój towarzysz podróży. Ani gdzie mój telefon. I moje wino. I portfel. Tylko muzyka w mojej głowie gra. Pożar czas ugasić.




Tell me your secrets
And ask me your questions
Let's go back to the start

Running in circles
Comet tails
Heads on the science apart

Nobody said it was easy
It's such a shame for us to part
Nobody said it was easy
No one ever said it would be this hard

Take me back to the start

I was just guessing
At numbers and figures
Pulling your puzzles apart

Questions of science
Science and progress
Do not speak as loud as my heart

Come tell me you love me
Come back and haunt me
All in a rush to the start

Running in circles
Chasing our tails
Comin' back as we are

11 maj 2008

Easy like a sunday morning

Relaksuję się, odpoczywam, nie myślę. Odżyłam w Pradze. Teraz Kaszuby. Krótko, bo krótko. Ale prawie jak na wakacjach. Słoneczko, lasek, jeziorko. I niedziela. Nic, tylko śpiewać. Wrócę tu na starość.
A reszta nieważna. Miło.
I tylko jeszcze małpeczkę poproszę.

29 kwi 2008

Summer 78

Zmieniła się percepcja. Wszystko się jakoś odmieniło. Czasami tak jest, że wystarczy jedno mocne uderzenie, jedna sytuacja, kilka słów. I nagle świat wygląda zupełnie inaczej. Jakie to dziwne, że człowiek możne całkowicie niemal zmienić sposób patrzenia na świat. I to w jednej chwili.

I jeszcze. Życie większości z nas opiera się na czekaniu. Na nie wiadomo co. Każdy na coś tam czeka. I nieważne, co to jest. Może koniec studiów, może lepsza praca, cokolwiek. Nieważne. I czeka się czasami całe życie, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce. Po co czekać na ofertę pracy przez kilka lat? Przecież o wiele łatwiej byłoby samemu ruszyć dupę, dokształcić się etc. Nieważne, nie o to mi chodzi. Bo myślę tak sobie, że takie czekanie naprawdę ludziom pomaga. Nie wiem, po co, jak i dlaczego. Może dzięki temu ma się jakiś wyimaginowany cel życiowy?
Ale. Gdyby tak... Gdyby tak pojawiła się szansa? Skończyło się czekanie? I wreszcie to, na co się czekało, przychodzi? Co wtedy?
Ja stchórzyłam, na całej linii. I zmieniło mi się wszystko niemal w głowie. Coś, co sobie ładnie układałam przez kilka lat szlag trafił. Cieszę się z takiego obrotu sprawy, a jakże. W końcu chyba wiem, czego chcę. A może raczej - czego nie chcę.
Jednym słowem - fizyka kwantowa zaczyna przeginać. Dosyć z tym fartem. Pora wziąć się do roboty.


Wyjeżdżam na kilka dni, pora odpocząć od Polski. Ahoj.

25 kwi 2008

Just let it go

Kwiecień, słońce, las w środku miasta. Niechciane, siłą niemal wciśnięte piwo, mrówki, kleszcze, przemiła policja - i jakimś cudem uniknięty mandat. Wiosna, moi mili. Wiosna. Nawet ja czuję wiosnę.
Różowe magnolie, chwasty. Wiosną nie powinno się słuchać Scott'a Matthew, kimkolwiek on jest. Wiosną powinno się skakać, biegać. Po co kłaść się spać? Wiosną powinno się łapać stopa, ewentualnie spacerować. Bo po co jeździć taksówką? Wiosną powinno się obudzić, skończyć z myśleniem. Bo po co spać?
Ja mimo wszystko z wielkim bólem opuszczam łoże o poranku.
Rankiem zdarza mi się myśleć o 'streets of Philadelphia'.

Przecież tak naprawdę nieważne, wszystko nieważne. Gdyby spojrzeć na świat z góry. A teraz z dołu. Carpe diem, carpe siem, przecież i tak nic nie ma znaczenia.
Zresztą - toż to tylko i wyłącznie moje życie, i liczy się tylko to, że kończy się z każdą minutą.

I nie wiem kto, co, komu i dlaczego, ale przyoblekam się w uśmiech czy uśmieszek i wyruszam, żeby odpocząć.

'I say never be complete, I say stop being perfect, I say let... lets evolve, let the chips fall where they may'

20 kwi 2008

Jimmy

Na dobry początek klik

Hola

Można by pomyśleć, że przenoszę się tutaj, bo nudzi mi się i nie mam czego zrobić z wolną niedzielą (swoją drogą niedziela to mój ulubiony dzień tygodnia - puste ulice, deszcz, milion książek do przeczytania na zeszły tydzień i język irlandzki w Donegal Radio). A tu niespodzianka. Otóż - przede mną dwa przeokropne dni. Ale kto by się przejmował. To tylko studia.

A więc SLAINE! Za nowego bloga! :)