28 wrz 2010

żegnamy witamy żegnamy witamy

dni kilka, godzin parę. a rozmowy ciekwsze i coraz to bardziej absorbujące. żal zostawiać dysputy w polowie dochodzenia do konsensusu.
czy powinnam sluchac rad dobrych przyjaciól Moskali i zlych wrogów Brytyjczyków, nie wiem. kilku poważnie zyskalo. nawet mogę, choć z pewną dozą niepewnosci, powiedzieć, że lubię kilku Anglików. jeden, dwa, trzy, cztery. cztery, w porywach piątka niech będzie. trafilam w miejsce mlodych, wyksztalconych Brytyjczyków. wiem, nikt w to nie uwierzy, bo każdy Anglik jest glupi i żaden nie dorasta do pięt wspanialym, najlepszym Polaczkom.
you should, you should, you should. takie rady. miluję ponad wszystko ludzi, którzy sluchają, co do nich mówię. przecież to takie ludzkie. próżnosć bez granic.

i szykuje się podróż. pociągi, autobusy, samoloty. kropka jednak robi dziwne wygibasy i wydaje mi się, że transformuje się w znak zapytania. o co tu chodzi, gdzie wpadl sens, który mialam w kieszeni jakis czas temu. czy rzeczywiscie Denisa ma rację, kiedy powtarza, że "to je jedno"?
może tak. może nie trzeba lecieć do Szwecji. może można zostać tutaj, może można zgnić w Toruniu. może nic nie ma znaczenia.

jednak czy naprawdę. nigdy nie wiesz, nigdy nie wiesz.