28 lip 2011




go ahead go ahead throw your arms in the air tonight
what makes you think i enjoy being led to the flood
?

jesus christ you have confused me
cornered, wasted, blessed and used me
forgive me boys i am confused
stiff and pissed and lost and loose


jest mi znacznie lepiej po porannym katharsis.
takie też wrażenie się pojawiło, jakobym cofnęła się w czasie. albo inaczej. takie wrażenie, że straciłam ostatnie pięć lat swojego życia na niczym. tak zwane studia, wieczna zabawa i zero odpowiedzialności. miliony przeczytanych książek zrobiły ze mnie idealistkę, którą w rzeczywistości nie byłam i chyba już nie jestem. studia dają tobie poczucie jako takiej stabilności. masz jakiś limit czasowy. wiesz, że to się skończy i w końcu trzeba będzie coś ze sobą zrobić. więc rodzą się w bólach różne myśli, takie przyszłościowe. zawsze masz czas. wiesz, że będzie dobrze. a potem uderzasz głową w sam kant krawężnika i budzisz się z letargu.

utknęłam. potrzebuję jakiegoś impulsu. czegoś więcej niż durny film o psycholach. bo im więcej tego oglądam, tym częściej dochodzę do wniosku, że nie jestem definicją normalności. bo na przykład taki hannibal lecter. jak dla mnie - ideał. mógłby zmienić dietę, ale każdy ma jakieś wady.

jutro wyzdrowieję, zabiorę się za szukanie porządnej pracy i uwierzę w boga. tego z dużej litery.

ach, i jeszcze jedno. odrzuciłam propozycję pracy, która kiedyś byłaby spełnieniem moich marzeń. wiele osób dałoby się pokroić za ciepłą posadkę w znanej stacji radiowej. cóż. dzisiaj - chcę więcej.

there are times when those eyes inside your brain stare back at you

tak to jest, że nie można ocalić od tej pustki wszechobecnej. nie chcę spać. mam koszmary ostatnimi czasy, jakie mało kto by przeżył. i jest w nich ta pustka, ostateczna. ciemność, ból i koniec. ze zdziwieniem budzę się o poranku. słońce jest, świat się kręci, a ja żyję.
zdecydowanie mam depresję. o śmierci myślę codziennie. o tej nieuchronności. o sensie w tym bezsensie.
śni mi się, że mam w brzuchu zbroję. tam w środku. i ona zaczyna się rozgrzewać i pali mnie od środka. chcę ją przesunąć, żeby się nie spalić, ale nie da się. tylko boli coraz bardziej i bardziej. w końcu dochodzi do mnie, że to sen. chcę się obudzić, ale nie mogę. otwieram oczy, a nadal śnię. chcę spaść z łóżka, ale nie mogę się ruszyć. budzi mnie własny krzyk. gdzieś o piątej nad ranem.

27 lip 2011

koniec z ideałami. sprzedaję się partii i wyjeżdżam do brukseli. takie życie. egzaminy epso to loteria. konkursy w urzędach to parodia. oferty pracy w korporacjach to czarna magia. nie pozostaje nic innego, jak napisać przereklamowany esej i polecieć do belgii.

24 lip 2011

amy nie żyje, w Norwegii tragedia, a my śpimy i pijemy najdroższe alkohole świata. oczywiście za pieniądze naiwnych facetów w koszulach kraciastych. piękny week-end. ujrzalam jednak zmorę jedną. szmatę taką, co to mi kiedyś nie chciala dać piwa na krechę. dzięki facetom w koszulach i ich podarkom uśpilam agresję.

zapachnialo starą tabaką. so nice.


zajrzalam na fejsa tego dziada co to wystrzelal Norwegów. lubi brada paisleya. fajna dupa z profilu.