17 sty 2009

Genialnie



Zainspirowana Janem Federowiczem stwierdzam, że jestem genialna. Genialna w swoich niedorzecznych niedorzecznościach. Przecież żaden mądry człowiek, nawet najmądrzejszy, nie jest w stanie przewidzieć swoim ograniczonym umysłem, co wymyśli moja głupota.

Niby nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca. Ale zaczyna się robić wesoło. Jeszcze trochę i będzie wiosna.

15 sty 2009

A ty jak się czujesz?

Lenistwo ogarnęło mnie totalnie. Z każdej możliwej strony osacza i nie pozwala wyjść. A ja nawet nie próbuję z tym skończyć, pożegnać się raz na zawsze. Uzależniam się od niektórych takich rzeczy i (co gorsza) od niektórych takich ludzi. Z niektórymi takimi boję się rozmawiać. Zwłaszcza przy świadkach. Bez świadków tym bardziej. I biegnę ku nieuchronnym zmianom. Bo dzisiaj w telewizji mówili prawdę. Dowiedziałam się, że jestem z tych, co to biegną po życiu i co to zmian potrzebują. W przeciwnym razie uduszą się sami w sobie. Niespokojnie więc zastanawiam się nad zaległościami, zapisuję też pomysły na lepsze życie. Konsekwentnie spadam na samo dno drabiny energetycznej. Nie chce mi się dzwonić, gadać, nic. Ktoś mnie o coś poprosił, tak. Minimalnym wysiłkiem załatwiłam, co trzeba i umyłam ręce. A tu okazuje się, że to nie tak, że trzeba wszystkiego dopilnować i jeszcze potracić całkiem sporo czasu. Prawdopodobnie więc jak zwykle wymigam się i zepchnę winę na siły wyższe. Tak, chamem jestem, egoistką, w dodatku infantylną. Dobrze mi z tym.
Czasami rozmyślam tak sobie o tym i owym. O tym częściej, o owym co trzeci dzień. Niech tańczy na niebie, proszę państwa.
Są przecież wciąż miejsca nieznane. Są przecież chwile, dla których podobno się żyje.
Jak tak sobie rozmyślam, to zapominam o rzeczywistości nieco. Dzisiaj, wczoraj i przedwczoraj z tego myślenia kilka razy pomyliły mi się kierunki, drogi i autobusy.
Bo myślenie jest złe. W nadmiarze może zaszkodzić bardzo poważnie. Im więcej myślę, tym wszystko wydaje się być trudniejsze i bardziej odległe. Zapominam się też ostatnio. Częściej. A drepcząc po ulicach modlę się, żeby pewnych ludzi nie spotkać. Błąkam się tak od bloku do bloku, od kamienicy do kamienicy, od mostu do mostu. Błądzę i gubię przeszłość. I wcale nie idę na przód. Po prostu jakoś tak przeskakuję do świata równoległego. A tam wilki i źli ludzie. Źli, dorośli, bardzo źli, bardzo dorośli. Odpowiedzialni. Nie tacy, jak wszyscy. Nie znam zbyt wielu dorosłych. Przecież myśląc nawet o kolegach czterdziestolatkach nie mogę powiedzieć, że są dorośli. A tutaj proszę - prawdziwi dorośli ludzie. I ja rzucana od czasu do czasu na pożarcie.
Mimo wszystko nie da się ukryć, że towarzyszy mi w tej prześmiewczej z innego punktu widzenia przygodzie nieodparta sympatia skierowana w stronę niewinnych czy też nieświadomych osób. Bo mimo całego zła i bólu istnienia, i mimo ciężkich poranków, niepoukładanych planów, mimo poczucia straconego czasu, mimo wielkich braków, mimo ironii i prześmiewców, mimo nieuchronnie zbliżającego się końca świata - lubię niektórych, lubię. Wciąż.
A moje ulubione pytanie nadal pozostaje bez odpowiedzi. Czyli że ja też wracam do starych nawyków? Naprawdę?
Kto ma siłę - jego czas.
Zostaję tutaj, mam jeszcze parę miesięcy na zrobienie czegoś ze sobą. Pora rozpocząć terapię odwykową. Ciężki będzie to czas. Odcinam się więc od tych niektórych, może i od dorosłych. Może nie. Cholera. Gdzie się nie obejrzę!
Nie, tak być nie może. Staczam się, nieróbstwo jest wszędzie.
Mobilizacja, licencjat w trzy godziny.
A potem idę się napić.




Oj tak - po Pogodnie od razu robi się lepiej. Bo ja to wypocę. Wiosną będzie lepiej.