Jakże huczna Noc Sylwestrowa minęła, jak wszystko. Pożegnanie roku minionego, jakże dziwnomagicznozaskakującego, było ukoronowaniem wszystkich zdarzeń ostatnich dwunastu miesięcy. Bo przecież się działo. Więcej niż zwykle, częściej niż zwykle i mocniej niż zwykle. Styczeń, luty, marzec. A potem wiosna krótka. I lato. I wrzesień piękny. I powroty październikowe. Listopad. No i grudzień. Rok udany, bardzo, bardzo. Pozytywne rzeczy nie mieszczą się w mojej głowie, negatywne mogę pokazać na palcach jednej ręki.
A początek Nowego? Dziwne, jakoś wydaje się, że 2008 rok mimo fajerwerków i życzeń noworocznych trwa dalej. Jednak coś jakoś tego. Coś się dzieje, coś się stanie. Powiadam Wam, będzie to rok rewolucji. Wielkiej rewolucji. Mojej rewolucji. Moich zmian, moich końców i początków.
Najważniejsze decyzje prawie podjęte, najśmieszniejsze postanowienia noworoczne zapisane na zielonej karteczce.
Dopisane po czasie:
Jeju, przecież do bzdura. Bzdura jak mało która.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz