25 lut 2011

w końcówkach palców i w naczyniach włosowatych czuję, że nieuchronnie zbliżam się do rozwidlenia dróg.
pędzę wraz z nimi wszystkimi w tym samym kierunku. na rozstaje.
czy pójdę w prawo wybierając wyboiste tereny południowe. czy może w lewo pójdę, gdzie do końca życia będą mnie oślepiały neony. czy może prosto pobiegnę ku machinie kapitalistycznej. czy może stanę w miejscu, by pogrążyć się w wiecznej stagnacji i myśląc o tym, co by było, gdybym jednak wstała i wyruszyła dokądkolwiek.


do tej pory nie miałam przecież czasu na myślenie o tym. zawsze zajęta. zawsze zabiegana. zawsze gdzieś coś z kimś. przez ostatnie dwa lata zwłaszcza. nawet nie wiem, jak zaczęły się te wszystkie miejskie legendy. na pewno nie od razu. [dobra, kłamię jak z nut - jasne, że wiem]
och tak, świadomie zrzucam winę i odpowiedzialność. zostałam poniekąd opętana - przez ludzi, firmy i organizacje, przez puby, kluby i koncerty. przez sytuacje, które nie powinny mieć miejsca. i teraz już za późno. najpierw straciłam rok studiów przez zabawę w dorosłość i próby stawienia czoła rzeczom, o których nie mam pojęcia, a potem na deser postanowiłam wrócić do liceum i udawać, że potrafię ratować dusze nieczyste zniszczone.

kiedyś się nauczę. że nie można wchodzić w ognisko. że żmije mogą zabić. że ludzie kłamią i są paskudni. że nie można włazić butami w czyjeś życie. że jestem tylko jednym z wielu elementów tła. że nie wszystko musi się kręć wokół mnie. kiedyś się nauczę.

ale teraz jakże jest niedobrze. jak się pierdoli to zawsze wszystko na raz. przynajmniej zaczęłam żyć za dnia. męczy to nieznośnie rzecz jasna, ale czymś trzeba się zająć w ten nieprzyjazny czas. ażeby nie rozmyślać i nie rozpamiętywać za bardzo. chyba dam radę wstawać przed dwunastą przez dwa miesiące?



jo, wiem, że się użalam. i co. czasami trzeba. i ten kawałek jest fajny, ostatnio przy nim pocięłam sobie palec. krew tryskała na wszystkie strony.

Brak komentarzy: