17 kwi 2009

Talk about pop muzik

Gdzie się nie ruszysz, tam gęby. Więcej i więcej, i wszędzie, gdzie tylko pójdziesz. Co to za miejsce, gdzie wszyscy znają wszystkich.
Nie ma pociągu, w którym kogoś bym nie znała. Nie ma też takiego pubu, restauracji (a co, też obracam się w kręgach takowych), klubu, przystanku, kina, stadionu, akademika, autobusu, sklepu. Nie ma nawet takiej ulicy. Poddaję się, miasto mnie zjadło. Miasto, w którym najbardziej chciałoby się być anonimowym. Albo animowanym.

Chyba rzeczywiście pora na zmianę scenerii miejskiej. Na wielkomiejską. Rozważań ciąg dalszy. Munich New York London Paris Munich New York London Paris Munich New York London Paris. Radio video boogie with suitcase you're living in a disco forget about the rat race. Let's do the milkshake sell it like a hotcake try some buy some fee fie foe fum. Dance to the supermart dig it in the fast lane listen to the countdown they're playing our song again. Wanna be a gun slinger don't be a rock singer eenie meenie miney moe whicha way you want to go.

Ikona popkultury mówi, że wiosna w pełni. Tymczasem ja zaczynam pisać pracę. Deadline już za 5 dni. Po drodze egzamin. Pięknie. Pięknie wiosną na lodzie. Chłopaki znów za mało razy do bramki trafili. Ale jest miło. Granaty spadają z nieba i robią bum. Tym razem dostałam w samą dłoń prawą.


Chociaż śniło mi się, że dostałam w płuca. Gdzieś na Bliskim Wschodzie. Jedziemy autokarem z szalonym Arabem. Nie wyrobił na zakręcie. Zatrzymał się. Okno otwarte. Wskakuje małpa. Beżowa, taki małpofelek. I zjada mnie. Zjada coś z szyi. Przybiega lekarz. Mówi, że karetka już jedzie. Więc wsiadam do karetki ledwo żywa. Pani lekarz biała Polka informuje, że wstrzyknie mi coś w żyłę. I to coś wypompuje mi płuca, bo moje płuca mają wściekliznę. Od tej małpy. I mówi też, że będę nieprzytomna przez kilka godzin. Potem pyta, czy ją słyszę. Nawet nie zdążyłam zasnąć. Mówię, że tak. Patrzę za okno karetki, a tam już noc. Udało się, mam nowe niezarażone płuca. Karetka zdążyła dojechać do Judei. Pani lekarz mówi, że przez miesiąc będę spać dłużej niż zwykle. Wychodzę z karetki. Wielu znajomych stoi przez jakąś ruderą udającą hotel. Wielu iście wielu, takich też dalekich znajomych, idą i siedzą, gadają. I dziewczynka jakaś na oko palestyńska mówi, że muszę zostać z jej rodziną, bo wyglądam jak Żyd, a oni udają Żydów, a żaden Żyd z nimi zostać nie chce. Będziesz mogła grać w piłkarzyki tak długo, jak zechcesz, powiedziała. Wtem zdarzyła się retrospekcja. Scena w sepii. Trzy osoby, w tym ja, ale jakby nie ja. Byłam adwokatem. Przyszedł do mnie klient. Mówi, że muszę pomóc, bo się rozwodzi. Mówię, że nie, bo ja bronię tylko morderców i dyrdymałami się nie zajmuję. Potem pokazuje się retrospekcja retrospekcji. Jakieś studio telewizyjne. Siedzę i mówię, że Unia Europejska była wspaniałym tworem, ale wszystko, co dobre, szybko się kończy. A tamten klient siedzi na widowni wraz z żoną świeżo upieczoną i tacy weseli są, ale ja wiem, że coś nie gra i ktoś tu kogoś zabił. Wszystko nagle wraca do Judei. Jem jogurt patykiem, jagodowy. I mówię dziewczynce, że nie mogę zostać, ale znajdę jej jakiegoś Żyda. Wtedy rozdźwięczało się Magnificent. Budzik. I wstałam z łoża z mocnym postanowieniem, że po pierwsze napiszę dziś rozdział, a po drugie, że co jak co, ale w Izraelu tudzież Palestynie moja noga nie postanie.

Brak komentarzy: