19 maj 2009

red amber green

poniedziałek, w poniedziałek ja nie mogę. a we wtorek, a we wtorek ganiam. zastanawiam się nad jestestwem moim. boże, ile ja ostatnio mówię. wtedy, kiedy nie trzeba. jak zwykle. przerażam się. naprawdę. alkohol i te inne rzeczy i wywrotki i wstrząsy i opowieść o przypadku naczelnego. dziwnie tracę orientację. zapominam, dokąd chciałam pójść. wysiadam o przystanek za daleko. albo za blisko. mylę autobusy. nie zauważam. czuję w głowie dziwną dziurę. i to wcale nie jest wielka metafora. tak jest i się o głowę martwię. na dzień dziecka zasponsoruję sobie tomografię. albo coś.

magificent.
move on me, świetne.
lato przyszło tymczasem. słońce i wschody i zachody i spacery i chuj. czysta poezja miejsko-wiejska. nie ogarniam. obiad czy coś, sałata za 80 groszy, nowy jork i zero granic. sprzedałam się. i nawet mi za to nie zapłacili. nie słuchajcie mnie. poznańska. sama zobaczę.

jeszcze. pozer jestem zgrzybiały dwudziestodwuletni. gdybym miałam trzydziestkę w papierach, samopoczucie byłoby piękniejsze. mentalnie czuję się na 32. wnętrzności podobno mają 29. lata lecą.

pozytywnie. lato. do jutra zetnę brzozę i skoczę z dachu. do jutra nauczę się.


za mało doświadczenia. najważniejsze strumieniowo. doświadczenie. wypadałoby napisać książkę.

oświadczam również, że miło być gościem i pieprzyć głupoty jak mało kto. taki ze mnie znawca UE jak dziennikarz. sympatycznie jednak. bo na żywo jest okej. nie bawisz się w bycie poważnym i obiektywnym. jedziesz. mimo wszystko mam nadzieję, że nikt tego nie słuchał.

Brak komentarzy: