3 paź 2009

Back

Sama w to nie wierzę, ale wróciłam. Nie wierzę, ale nic się nie zmieniło.


Jeszcze kilka dni temu błądziłam po Londynie. Po Hull. Po moim Cambridge. W Kambridżu to się żyje wolniej. A czas płynie o tyle szybciej. Ci wszyscy piękni szczęśliwi ludzie, wegetujący w tak osobliwy sposób.
I do końca życia zapamiętam Walk On w Cardiff, i do końca życia zapamiętam minę mojego zmęczonego Kevina, który jest hetero. I London, który uwielbiam. I ludzie. Ludzie.

Cóż, było, minęło, do zobaczenia za dziewięć miesięcy.

Bo teraz jestem tu, ludzi tłum i znowu myśli dziwne. Spotkałam się wczoraj z potworem. Znęcającym się, ironizującym, wszechwiedzącym. Ja naprawdę nie mogę być normalna. Kurwa. Po co po co, głupku mały. Koniec Świata, racja. Wracam w to samo miejsce, do tych samych ludzi, z tymi samymi problemami we łbie i wszędzie.

Właściwie to miło spotkać się po trzech miesiącach. Właściwie.

Wiesz co, w te wakacje dotarło do mnie jedno – caelo mutato animus non mutatur.


Jo tam, idę się szukać na youtubie.

Brak komentarzy: