3 sie 2011

siedzę w pustym domu. wielkim, pustym domu na pustkowiu. przy oknie siedzę, światło zapalone. i patrzę w tę dal, jak te ćmy próbują przebić szybę i dostać się do środka, dotknąć gorącej żarówki. przysiadają na oknie zacnie. i tak od kilku godzin. głupie nie wiedzą, że kuchnią mogłyby wejść.

wczoraj obleciał mnie strach, że umieram. godzina coś przed szóstą rano. obudził mnie potworny ból brzucha. ból jakiego nigdy wcześniej nie czułam. skręcało mi się wszystko w środku. nie mogłam się ruszyć. doczołgałam się do kibla. w lustrze blada ściana. wyrzygałam się, ale to tylko pogorszyło sprawę. z trudem zeszłam po schodach do kuchni. wzięłam garść tabletek. ibuprom, apap, nospa i jakieś kolorowe proszki na schorzenia matki. nie byłam w stanie dojść do swojego łóżka, więc położyłam się w salonie. pół godziny męki. ból, pot i łzy. dom był pusty. całkiem sama w tym cierpieniu kurwa. pomyślałam, że chyba jednak nie chcę tak umierać.




Brak komentarzy: