5 gru 2009

I gotta feeling

piękny plan spędzenia weekendu w pracy z notatkami legł w gruzach. sobota rządzi się swoimi prawami.
dobrze, gdy sobota w końcu zaczyna się w sobotę, a nie jak zwykle - w czwartek.
przespałam dwa dni. całe. czwartek noc, piątek, piętek noc, sobota. zwlekło mnie dzisiaj z łoża po czternastej. wstyd i hańba. mieć 22 lata i spać.

nie mam weny. chciało by się trysnąć smutkiem, ale się nie da. bo jest na ogół wesoło i zabawnie. wyszło szydło ze mnie i jest najweselej i zarazem najdoroślej od czasu zielonej propagandy. kolejne kroki można postawić, takie naprzód, a nie w tył. nie ma dreptania w miejscu. to jest ten czas, kiedy można się ruszyć, kiedy w końcu można wyjść z siebie i siebie opierdolić.
zawsze gadam, teraz wiem. że jedno z drugim skończone, że pora zacząć nowe. że tamten inny punkt widzenia wcale nie był inny. że teraz jest pora na świeżość. na oddech. wyluzowanie i płynięcie pod prąd. ale inny prąd. prąd innej rzeki. tak, bo przecież są miliony rzek czy też dróg czy czegoś. co więcej, nie wchodzi się dwa razy w to samo gówno. wiadomo. ja od kilku lat z gówna wychodzę i zawsze wchodzę w nie z powrotem, w to samo gówno. może zrobione przez inną krowę, nieważne, gówno jest gównem i w gówno się nie wchodzi dwa razy. ja weszłam w to samo gówno razy co najmniej cztery. piątego nie będzie. tym bardziej w to czwarte nie wdepnę po raz kolejny. bo już je posprzątałam i pozamiatałam i pozamykałam szafy i oddałam klucz do recepcji.



I´m alive
I´m being born
I just arrived, I´m at the door
Of the place I started out from
And I don't wanna back inside

parafraza zmieniająca sens tego głupiego kawałka. parafraza i chuj. ha!

Brak komentarzy: