28 lip 2011

takie też wrażenie się pojawiło, jakobym cofnęła się w czasie. albo inaczej. takie wrażenie, że straciłam ostatnie pięć lat swojego życia na niczym. tak zwane studia, wieczna zabawa i zero odpowiedzialności. miliony przeczytanych książek zrobiły ze mnie idealistkę, którą w rzeczywistości nie byłam i chyba już nie jestem. studia dają tobie poczucie jako takiej stabilności. masz jakiś limit czasowy. wiesz, że to się skończy i w końcu trzeba będzie coś ze sobą zrobić. więc rodzą się w bólach różne myśli, takie przyszłościowe. zawsze masz czas. wiesz, że będzie dobrze. a potem uderzasz głową w sam kant krawężnika i budzisz się z letargu.

utknęłam. potrzebuję jakiegoś impulsu. czegoś więcej niż durny film o psycholach. bo im więcej tego oglądam, tym częściej dochodzę do wniosku, że nie jestem definicją normalności. bo na przykład taki hannibal lecter. jak dla mnie - ideał. mógłby zmienić dietę, ale każdy ma jakieś wady.

jutro wyzdrowieję, zabiorę się za szukanie porządnej pracy i uwierzę w boga. tego z dużej litery.

ach, i jeszcze jedno. odrzuciłam propozycję pracy, która kiedyś byłaby spełnieniem moich marzeń. wiele osób dałoby się pokroić za ciepłą posadkę w znanej stacji radiowej. cóż. dzisiaj - chcę więcej.

Brak komentarzy: