Wyszłam kiedyś z domu, bodajże w czwartek. Plany miałam niecne i zacne jednocześnie. Miało być wesoło i poważnie jednocześnie. Skończyło się przekomicznie, z pudełkiem pierników Chopina w garści. I nowego kompana mam, mówią na niego Easy Rider, ma kapelusz i dużo ciasteczek. Jak to dobrze, że dialogi poszły hen w niepamięć. Ach te znajomości na kilka godzin - opowiesz stek bzdur i zapomnisz. Mówię cześć, do następnego nigdy.
Tymczasem palec się zrósł nie do końca. Odmawia chwilami posłuszeństwa, nie chce się zgiąć ponad granicę bólu. Jest piękna blizna również, z dziureczkami na diamenciki z Indii. Blizna jak się patrzy, świeżuchna, mniam.
Przemyślałam sobie pewne sprawy tym razem. Chaos zabija. Gdybym tylko jakoś to wszystko ogarnęła, uporządkowała. Tymczasem w głowie i w kłopotach i w sprawach nierozwiązanych panuje burdel niczym ten wokół mnie tutaj w pomieszczeniu zamkniętym.
Wiem. W porządeczku. Jest sobota, dzień sprzątania.
wojtek (10-03-2009 13:47)
no wiec sie nagadaj i natlumacz :P
wojtek (10-03-2009 13:47)
tego za Ciebie juz nie zrobie hehe
wojtek (10-03-2009 13:47)
natomiast zarysowalem Tobie linie obrony takowego posuniecia
wojtek (10-03-2009 13:48)
to naprawde najlepsze co mozesz zrobic
wojtek (10-03-2009 13:51)
ale najpierw zastanow sie co chcesz robic w zyciu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz